WTA – Wielki Tenis Amatorek

Cały czas dążą do równouprawnienia tenisowego, do takich samych nagród podczas turniejów jak mężczyźni, ale o poziomie gry to jeszcze nigdy nie wspomniały.
Wczoraj z przyczyn finansowych (nie mylić z przyjemnościowymi, bo oglądanie WTA poza kilkoma wyjątkami do przyjemnych nie należy) śledziłem spotkanie Na Li – Aleksandra Wozniak. O to kilka faktów/statystyk z tego meczu:

1. set: 0-1* *1-1 2-1* *3-1 4-1* 4-5* 7-5

  • na 12 gemów nastąpiło, aż 7 przełamań,
  • obie zawodniczki więcej punków zdobyły przy serwisie rywalki niż przy swoim.

2. set: 0-1* *1-1 2-1* *3-1 3-2* *4-2 5-2* 6-3

  • na 9 gemów nastąpiło 5 przełamań,
  • obie zawodniczki więcej punków zdobyły przy serwisie rywalki niż przy swoim.

Jak to w życiu, huśtawka nastroju gwarantowana 😉

“W pogoni za szczęściem” – reż. Wiatr.

:tenis: Nadal – Murray 6-1 6-2

Nie takiego finału się spodziewaliśmy. Głównym aktorem i zwycięzcą tego meczu był wiatr. Trudność zawodnikom sprawiało samo trafienie rakietą w piłeczkę, a co dopiero uderzenie jej w zamierzonym kierunku. Jak to w życiu bywa jedni szybciej potrafią się dostosować do danego środowiska, a inni potrzebują na to trochę więcej czasu. Nie inaczej było tutaj. Murray zatrzymał się na pierwszej trudności, czyli trafianiu w piłeczkę. Nadal natomiast potrafił jej jeszcze nadać bardziej lub mniej pożądany kierunek. Szkot przebijał piłeczkę w środkowy rejon kortu, a Hiszpan rozrzucał go na boki. Można napisać, że finał się odbył i był ‘komiczną’ reklamą tenisa. Nie wiem jak inni, ale ja i tak dałem się jej namówić.

Indian Wells – ostatnie starcie.

:tenis: Murray – Federer 6-3 4-6 6-1

Niestety nie miałem okazji/możliwości obejrzeć tego spotkania. Z tego co słyszałem, wyczytałem to o wyniku zadecydowały UE Szwajcara. Do tego skuteczność przy break pointach 2/10 też jest dosyć wymowna.

:tenis: Nadal – Roddick 6-4 7-6(4)

1. set to przede wszystkim bardzo dobra gra obu zawodników przy swoich gemach serwisowych. W tej części meczu mieli po jednej okazji na przełamanie i jak widać po wyniku Hiszpan swoją szansę wykorzystał. Roddick do swojego głównego atutu dołożył jeszcze przyzwoitą grę podczas wymian, co jest nie lada wyczynem mając po drugiej stronie siatki Nadala. 2. set to już zupełnie inna bajka. Roddick dosyć szybko dał się przełamać i wydawało się, że już jest po meczu. Kilka UE Nadala, wykorzystany break point dla Roddicka i zrobiło się po równo. Sytuacja ta nie trwała długo, gdyż serw Amerykanina nie prezentował się już tak, jak w pierwszej partii i po raz drugi w tym secie dał się przełamać. Doszło do stanu *5-4 i Nadal serwował po mecz. I co się stało? Kolejny, w tym secie już 4. break i zapachniało troszkę WTA. Kolejne 2 gemy przebiegały już książkowo i doszło do TB, który wyglądał tak: **0-1, 1-1, 1-2**, 5-2**, **5-4 i 7-4. Jak widać Roddick przegrał sam ze sobą, gdyż prowadząc **2-1 potrafił doprowadzić do wyniku **2-5. Te wszystkie breaki dla Nadala i odwrócenie sytuacji w TB wzięło się z krajoznawczych wycieczek Amerykanina do siatki. O ile w 1. secie wypady te robił sporadycznie, o tyle w końcówce drugiej partii robił je nagminnie. Dla Nadala było to jak woda na młyn (zawsze chciałem tego użyć) i raz po raz mijał bezradnego ‘turystę’. Ogólnie występ Roddicka w Indian Wells i jego tegoroczną formę należy pochwalić. Tak jak piałem wcześniej teraz to nie tylko serw i forehand, ale również slajsy, backhand, który nie budzi już tyle obaw co kiedyś, a tym samym częste zmiany rytmu gry.

Dzisiaj o 22:05 odbędzie się spotkanie finałowe. Nadal i Murray spotykali się ze sobą już 6-krotnie. Co prawda bilans jest korzystny dla Hiszpana 5-2, ale 2 ostatnie spotkania wygrywał Szkot. Tak więc ciężko wskazać w tym meczu faworyta, a co dopiero zwycięzcę. Osobiście skłaniam się ku Hiszpanowi…

Indian Wells – szybkie ćwierćfinały.

:tenis: Roddick – Djokovic 6-3 6-2

Tego się chyba nikt nie spodziewał. Mecz trwał zaledwie 1h 08 min., a dominacja Roddicka nie podlegała dyskusji. Przebieg obu setów podobny. Już pierwszy gem serwisowy Djokovica zakończył się przełamaniem. Następnie obaj wygrywali swoje podania do stanu 5-3*. Wtedy nastąpiło kolejne przełamanie ze strony Amerykanina i wygrana 1. seta 6-3. Serwis Roddicka funkcjonował bez zarzutu. Nie dał on Serbowi ani jednej szansy na przełamanie. Wystarczy tylko wspomnieć, że przy swoim podaniu stracił zaledwie 3 pkt. Początek 2. seta wzbudził trochę nadziei na wyrównane spotkanie. Djokovic doprowadził do stanu 1-1 40-15*. Jednak ten stan rzeczy nie trwał długo. Dwa wygrywające serwy Roddicka i wszystko zaczyna wyglądać jak w pierwszej części meczu. 3-2* dla Roddicka, break, wygrany gem serwisowy do zera i zrobiło się 5-2*. W tym momencie po Novaku było już całkowicie widać brak jakiejkolwiek wiary w zwycięstwu. Piłki meczowe przy jego serwisie i ręce Roddicka wędrują w górę w geście triumfu. On sam chyba nie spodziewał się tak łatwej przeprawy.
Z jednej strony słaba gra Serba, ale z drugiej fantastyczna dyspozycja Amerykanina. Celność pierwszego podania na poziomie 81% zniechęciłaby każdego. O ile w przypadku Verdasco (o czym pisałem niedawno) nie wyrządzało to dużej szkody, o tyle w przypadku Roddicka siało to duże spustoszenie po drugiej stronie siatki. Dodać do tego trzeba ogromny postęp w prowadzeniu wymian. Teraz to nie tylko mocny forehand, ale także backhand i slajs prezentują się całkiem nieźle. Naprawdę występ Amerykanina pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie i nie zmieni tego nawet ewentualna porażka z Nadalem.

:tenis: Nadal – Del Potro 6-2 6-4

Z całym szacunkiem do Del Potro, ale była to tylko formalność. Długie, wyczerpujące, wyniszczające wymiany, które w większości kończyły się punktem dla Hiszpana – tak można scharakteryzować spotkanie. Jako że serw Del Potro nie należy do najgroźniejszych, każdy najmniejszy punkt musiał sobie ciężko wywalczyć. A Nadal, jak to Nadal. Jeśli jedna rotacja nie wystarczyła, to kolejna była już o odrobinę mocniejsza i tak aż do skutku.

Dzisiaj w Indian Wells odbędą się mecze półfinałowe, w których zagrają Murray – Federer i Nadal – Roddick. W pierwszej parze przewiduję powolne, bo powolne, ale dalsze odradzanie się Federera. W drugiej parze dosyć wyraźnym faworytem jest Hiszpan. Tu jednak będę kibicował Roddickowi, a przede wszystkim jego dyspozycji serwisowej, bo od niej będzie wiele zależeć.

Indian Wells.

:tenis: Murray – Ljubicic 7-5 7-6(6)

Przed meczem nikt nie dawał większych szans Chorwatowi. Twierdzono, że swoje najlepsze lata ma już za sobą i powoli jego kariera zmierza ku końcowi. Wieści te chyba dotarła do samego zainteresowanego, gdyż na korcie udowodnił, że jeszcze trzeba się z nim liczyć i na niego uważać. Możliwe, że pojawią się głosy, że to Szkot zagrał słabiej itp. Niewątpliwie jest w tym trochę racji, ale należy również zauważyć i pochwalić dyspozycję Ivana. To on był skazywany na bieganie po korcie od jednej do drugiej linii końcowej, a w rzeczywistości to Murray częściej musiał szukać piłki w różnych rejonach kortu. Podziw budziły zwłaszcza skróty Chorwata, które wykonywał z wielką łatwością. Mimo porażki Ljubicic zostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. A Szkot? Szkot jakiś taki niemrawy. Wszystko na pewnym poziomie, ale bez błysku.

:tenis: Federer – Verdasco 6-3 7-6(5)

Mecz ten odbywał się w nocy od ok. godz. 3:40. Niby nic ważnego, ale pora ma zapewne jakiś wpływ na moje spostrzeżenia. 1. set to dominacja Szwajcara, który swoje gemy serwisowe rozgrywał na tyle pewnie, że Hiszpan nie miał żadnej okazji na przełamanie. Co do dyspozycji serwisowej Verdasco to można, a nawet wypada mu pozazdrościć celności pierwszego podania. W partii otwierającej spotkanie wynosiła ona 81%, a w całym meczu 79%. Niestety gorzej wyglądała skuteczność tego zagrania. Nie robiło ono dużego spustoszenia po stronie rywala, jeśli w ogóle można w tym wypadku użyć tego słowa (większość piłek dosyć łatwo wracała na stronę serwującego). Federer wywalczył dwie okazje do przełamania i obie wykorzystał – w tym jedną w 10. gemie, co oznaczało, że 2. seta zaczynał podaniem. Ta część meczu przypominała trochę WTA. Do stanu 5-5 obydwaj wykorzystali po jednej okazji na breaka. Roger wykazywał coraz większą bezradność przy swoim drugim podaniu, na co nie mały wpływ miała postawa Verdasco. Bardzo dobrze wytrzymywał wymiany, a nawet w dużej mierze nadawał im tempo. Przy stanie 5-5 serw był po stronie Szwajcara. W tym momencie doszło do rzadkiej sytuacji, kiedy to w decydującym gemie dał się on przełamać. Moje zdziwienie nie było mniejsza, gdy chwilę później to z kolei Hiszpan dał sobie odebrać serw, a jak się później okazało tym samym set i mecz. Tie-break leciał tak: 1-0**, 2-0*, **2-1, 4-1**, 4-2*, **5-2, *6-2, 6-3**, 7-5. Dopiero 4. piłka setowa dała zwycięstwo Szwajcarowi. Pierwszą część meczu Federer rozgrywał bardzo dobrze, o czym już wspominałem. Druga partia to jego lekkie rozkojarzenie, kilka prostych błędów i o wiele lepsza gra Hiszpana, którego niektóre uderzenia przypominały te z tegorocznego AO, gdzie dotarł do finału.

Nie bez przyczyny piszę o tych dwóch pojedynkach, gdyż ich zwycięzcy spotkają się w jutrzejszym półfinale. Ja w roli triumfatora widzę Szwajcara i taką też mam nadzieję, że to on znajdzie się w finale.
Ale zanim dojdzie do pojedynku obu Panów na kort wyjdą ćwierćfinaliści: Andy Roddick i Novak Djokovic. Obaj imponują w tym roku formą. Na hardzie pierwszy ma bilans 12-2 (w tym 10 zwycięstw z rzędu), a drugi 14-3 (8 zw.). Serw po stronie Amerykańca, wymiany po stronie Serba.. Kto wygra? Tego nie wiem, ale jestem pewny, że czeka nas bardzo ciekawy pojedynek. Osobiście trzymam kciuki za Roddicka i liczę na powtórkę z tegorocznego AO… no może bez kreczu (dla niewtajemniczonych AO 2009 Roddick – Djokovic 6-7(3) 6-4 6-2 2-1 ret.). Zwycięzca tego pojedynku zmierzy się z Nadalem, który gra dzisiaj z Del Potro 😉 .

Ktoś wygrać musiał…

Jako że Unia Oświęcim grała w 1. lidze, a ktoś ekstraligę wygrać musiał, mistrzem Polski w hokeja na lodzie została Cracovia Kraków. Jakby nie było piękne miasto i chociażby dlatego należało im się mistrzostwo ;). Oczywiście gratulacje dla zespołu z Krakowa.

Cracovia Kraków – GKS Tychy 7:0 (2:0, 4:0, 1:0)

13:24 1:0 SH Kowalówka (Piotrowski)
16:08 2:0 Pasiut (Radwański)
29:55 3:0 PP L. Laszkiewicz (Skorvanek, D. Laszkiewicz)
30:31 4:0 Kowalówka (Drzewiecki, Piotrowski)
33:34 5:0 Rutkowski (Piotrowski)
37:45 6:0 PP D. Laszkiewicz (L. Laszkiewicz, Csorich)
43:34 7:0 Słaboń (L. Laszkiewicz, Skorvanek)

Play off: Cracovia Kraków – GKS Tychy 4-1

Nigdy więcej 1. ligi !!!

W piątek było tak:

KS KTH Krynica Zdrój – TH Unia Oświęcim 3:5 (2:3, 1:1, 0:1)

Bramki:
08:30 0:1 Sękowski (Gryc – Kubrak)
08:55 0:2 Bucek (Horny)
10:33 1:2 PP Chabior (Pach)
14:55 2:2 PP D.Bulanda (Zabawa – D.Kruczek)
18:44 2:3 PP Horny
25:52 3:3 Zabawa
26:37 3:4 Horny (Twardy – Peksa)
55:55 3:5 Szewczyk (Połącarz)

A dzisiaj… podobnie:

KS KTH Krynica Zdrój – TH Unia Oświęcim 4:5 (1:1, 1:1, 2:3)

Bramki:
03:38 1:0 PP Dubel (Chabior – Witecki)
04:20 1:1 Valusiak (Połącarz)
32:24 2:1 Pach (Dubel – Chabior)
34:43 2:2 PP Połącarz (Kasperczyk)
44:17 3:2 Dubel (Kruczek)
45:15 3:3 Sękowski (Adamus)
46:30 4:3 Jakub Witecki (Chabior)
55:34 4:4 PP Adamus (Sękowski)
57:21 5:4 Valusiak (Szewczyk)

Play off: awans Unii Oświęcim

Ostatnie 5 minut meczu było chyba wynagrodzeniem za to, co wydarzyło się około rok temu w Bytomiu…

Trochę szkoda, bo… niewiele zabrakło, a byłbym naocznym świadkiem tego wszystkiego. Na drodze stanęły jednak, jakże przyjemne sprawy rodzinne (cokolwiek one oznaczają 🙂 ).

Jutro koniec?

W 4. meczu finałowym PLH GKS Tychy przegrał na własnym lodowisku z Cracovią Kraków 1-3. Można rzec, że napięty terminarz w końcu dał się odczuć tyskim zawodnikom. Kolejne, spodziewać się można, że już ostatnie spotkanie odbędzie się w poniedziałek o 18:15 w Krakowie.

GKS Tychy – Cracovia Kraków 1-3

09:01 0:1 Bondarevs (Słaboń)
30:00 1:1 PP Bacul (Gonera – Jakes)
36:00 1:2 SH Vercik (Skorvanek)
39:34 1:3 Słaboń (L. Laszkiewicz)

Play off: Cracovia Kraków – GKS Tychy 3-1

Po 8. kolejce rzutów karnych…

Po niedzielnych ekscesach związanych z kibicami w internecie pojawiły się informacje, że na wtorkowe spotkanie Unia Oświęcim – KTH Krynica wpuszczonych będzie tylko 1500 osób. Wiadomość ta podziała mobilizująco na kibiców i kolejka przy kasie zaczęła się już tworzyć od godz. 15:00 (przy czym kasy miały być otwierane o 16:30). Ciekawość budzi fakt, że z minuty na minutę ludzi przybywało, a kolejka robiła się coraz krótsza… Dziwne prawda? Niestety gdzieś Ci ludzie musieli się ulokować i łańcuszek ludzi zamiast się wydłużać, stawał się coraz grubszy. Ok. 16:10 zaczęła się tworzyć druga kolejka do kasy obok i to już było całkowite pomieszanie z poplątaniem. Sprzedaż biletów rozpoczęła się ok. 16:45, ale co tam, 15 min. w tą czy w tą… Po 17:00, gdy udało mi się dotrzeć do kasy, jedna osoba mogła maksymalnie zakupić 5 biletów. Nie wiem jak to wyglądało na samym początku, ale widziałem kilka osób z naprawdę robiącym wrażeniem plikiem biletów… Gdy zakupiłem już swoją wejściówkę z numerem 1990, mogłem się udać na trybuny. Siedziało już tam z ok. 1500 ludzi, a ich liczba cały czas wzrastała. W momencie rozpoczęcia spotkania wynosiła ‘trochę’ ponad 1500. Nie wiem czy ta wiadomość o maksymalnej ilości osób była jakimś oficjalnym nakazem czy był to tylko czyjś wymysł, ale należy cieszyć się z faktu, że ‘doszedł’ on do skutku. Bezpieczniejszym rozwiązaniem było wpuszczenie drugiego tysiąca osób na trybuny niż ‘uspokajanie’ ich przy kasach. Poza tym nikt nie dawał gwarancji, że w tym półtora tysiąca nie byłoby osób, które wybrały się na mecz w celach ‘rozrywkowych’ pojmowanych inaczej. Szkoda tylko, że zabrakło już kibiców przyjezdnych. No ale po niedzielnych wydarzeniach, których świadkiem nie byłem, a wiem o nich wyłącznie z internetu, nie ma się co dziwić, że woleli pozostać w domach.

Początek spotkania to standardowe ‘badanie przeciwnika’. Dzięki bardzo przyjaznej postawie obrońców Unii trwało ono krótko. W 7 min. Bulanda wjechał niepilnowany w tercję gospodarzy, uderzył w górny róg, a krążek po odbiciu od konstrukcji bramki wrócił do gry. Przejął go Horny, popędził w stronę Kachniarza i oddał groźny strzał. Po chwili sędzia główny przerwał mecz i postanowił na video sprawdzić, co dokładnie stało się z krążkiem po uderzeniu… Bulandy. Chwila konsternacji na trybunach i arbiter Kępa wskazuje na środek, co było równoznaczne z wynikiem 0-1. Cały czas zastanawiam się co by zrobił, gdyby akcja Hornego zakończyła się powodzeniem. Odpowiedź Unitów była niemalże natychmiastowa. W 9 min. udało im się to, z czym mieli duży problem 2 dni wcześniej. Pierwsza gra w przewadze i od razu zakończona sukcesem. Kilka groźnych strzałów, aż w końcu po uderzeniu Hornego krążek znajduje drogę do krynickiej bramki. Przy wyniku 1-1 lepsza gra obu drużyn była przeplatana fragmentami, które przyprawiały o senność. Z 1. tercji niestety należy odnotować jeszcze wydarzenie z 20 min., kiedy to na 23 sek. przed końcem tej części gry z trybun na taflę poleciał słonecznik. Sędziowie postanowili, że brakujące sekundy zostaną dograne po przerwie. Gdy wydawało się, że te 23 sek. będą tylko formalnością, dosłownie z końcową syreną Szałaśny wybronił 100% sytuację. Szybka zmiana stron i rozpoczęła się 2. tercja. Ponownie słabsze momenty przeplatały się z lepszymi, a Unici mimo kilku okazji do gry w liczebnej przewadze nie potrafili zmienić wyniku. Dopiero w 36 min. udało się to jednemu z głównych bohaterów wieczoru – Valusiak’owi. Był to kolejny tego wieczoru gol zdobyty w przewadze. W tej odsłonie w wybornej sytuacji znalazł się jeszcze Modrzejewski, ale przegrał on pojedynek 1 na 1 z Kachniarzem. 3. tercja to przede wszystkim gol Bulandy w 49 min. i bramkarskie popisy Kachniarza oraz Szałaśnego. To głównie ich zasługa, że więcej goli z akcji w tym meczu już nie oglądaliśmy. Przebieg dogrywki można nazwać 5-minutowym oczekiwaniem obu ekip na rzuty karne. Drużyny dopięły celu. Jako pierwszy hokejową ‘jedenastkę’ wykonywał Chabior, który pokonał Szałaśnego. Potem było pudło Hornego i Viteckiego. Remisowy stan rzutów karnych przywrócił Valusiak, a Asmalovski spudłował, podobnie jak Szewczyk, który mógł już w tym momencie przechylić szalę zwycięstwa. Po 3 seriach remis 1-1 i od tego momentu każdy strzał był na wagę złota. Po serii 4 pudeł (Horny, Chabior, Gryc, Dubel) swój drugi rzut karny wykorzystał Valusiak. Niestety nie było to decydujące trafienie, gdyż zaraz po nim do siatki trafił Horowski. Następna kolejka to pudła Twardego i Horowskiego. W 8. kolejce rzutów karnych swoja kolejną szansę otrzymał Szewczyk i będąc niesiony dopingiem kibiców wykorzystał ją. W ostatnim strzale tego wieczora Błażowskiemu nie udało się pokonać Szałaśnego i ku uciesze ‘1500’ kibiców Unia Oświęcim pokonała KTH Krynicę.
Mecz pełen emocji, dramaturgii, niezłych akcji, ale ogólnie poziomem nie zachwycił. Bohaterzy meczu to na pewno Valusiak, Szewczyk, Szałaśny, kibice i Kachniarz. Po pierwszym spotkaniu myślałem, że ten ostatni miał dzień konia, ale w drugim starciu potwierdził swoje niemałe umiejętności. Nie ma się co oszukiwać, że różnica między środkiem ekstraligi, a ścisłą czołówka I ligi jest znacząca. Główne mankamenty gry Unitów to dalej gra w przewadze oraz obrońcy. Panowie z tej formacji powinni dość solidnie popracować nad sobą. Po układzie w tabeli i wynikach osiąganych przez obie drużyny wydawało się, że awans do ekstraligi przyjdzie łatwiej niż to się ma w rzeczywistości. Kolejne mecze w piątek i niedzielę w Krynicy, a szanse obu ekip oceniam teraz równo po 50%.

Zabójcza końcówka.

Cóż to był za mecz. Na pewno ten kto wybrał się wczoraj na lodowisko przy ul. Siedleckiego nie żałował tych 30 zł wydanych na bilet (swoją szosą: 30 zł :wow: ). Ja zasiadłem sobie przed kompem i też było fajnie, ciepło i tanio.

1. tercja, której nie widziałem, zakończyła się wynikiem 1-2. Pierwszą bramkę finału zdobył Jakubik, który w 9 min. zmienił tor lotu krążka po mocnym uderzeniu Gonery spod niebieskiej. W 15 min. wynik podwyższył Bakrlik i było to 2 sek. po tym, jak z ławki kar wyjechał Kłys. Wiarę w dobry wynik przywrócił miejscowym Csorich. W 19 min. na karę powędrował Majkowski, 30 sek. później w jego ślady podążył Woźnica, a Krakowianie potrzebowali zaledwie 26 sek., aby wykorzystać grę w podwójnej przewadze. 2. tercję bardzo dobrze obrazuje statystyka kar. W tej części gry Tyscy zawodnicy spędzili tam 10 minut, czyli połowę tercji. O dziwo jedyna bramka padła w 29 min. podczas gry… 5 na 5. Drzewiecki dobił strzał Kowalówki spod niebieskiej. Cała tercja to lekka przewaga Cracovii. Jednak Tyszanie wykazali się bardzo dobrą grą w defensywie, a zwłaszcza w osłabieniu. Przed 3. tercją wydawało się, że Śląscy hokeiści muszą opaść z sił, że piątkowa potyczka i cała seria z ekipą z Nowego Targu w końcu da o sobie znać. Nic bardziej mylnego. Pierwsze minuty jak się wydawało ostatnich 20 minut należały do przyjezdnych. Tyscy napastnicy raz po raz nękali strzałami Radziszewskiego i w końcu w 51 min. dopięli celu. Bacul przy niemałym udziale Krakowskich obrońców pokonał ‘Radzia’. Obrońcy gospodarzy mieli też udział przy kolejnej bramce. Już 2 min. później padł kolejny gol… kolejny dla GKSu. Tym razem strzelcem Bagiński. 53 min. meczu, prowadzenie 2-4, rywal lekko przybity szybko straconymi bramkami… można spytać czego chcieć więcej? Mimo wszystko odpowiedź okazuje się banalna – zwycięstwa. Ostatnie 30 sek. na długo zostanie w pamięci obu drużyn. Jedni będą wspominać je z radości, drudzy jak to w życiu bywa z goryczą. W 58 min. sędzia odgwizduje karę techniczną – na lodzie 6 Tyszan. Trener Cracovii bierze czas i pozostawia w boksie Radziszewskiego. Skąd my to znamy? (w 3. meczu ze Stoczniowcem była podobna sytuacja). Craxa zakłada zamek, Parzyszek jest o milimetry od przejęcia krążka i wyjechaniu sam na sam z pustą bramką, ale… właśnie te milimetry zaważyły. Krążka nie przejął, opuścił strefę obronną, zostawił wolną przestrzeń, co skwapliwie wykorzystał Pasiut. Do końca 27 sek., wynik 3-4, komentatorzy, ja, mój chomik… nikt nie wątpił w to, że Tyszanie zjadą z lodu jako zwycięscy. Reszty chyba łatwo się domyślić. 16 sek. później, na 11 sek. przed końcem, najlepszy zawodnik PLH L. Laszkiewicz wprawia w szał krakowską publiczność. 4-4, Radziszewski wraca do bramki (ale czemu, przecież tak dobrze im szło…) i dogrywka. Jak to w takich sytuacjach bywa obie ekipy przeczekały te 5 min. bojąc się utraty bramki. Rzuty karne: Bacul, Michalik, Bakrlik, Słaboń, Parzyszek pudła. Na koniec do krążka podjechał nie kto inny jak Leszek L. i nie zrobił nic innego, jak dał zwycięstwo Pasom.
Po takiej porażce, kolejnych dodatkowych 5 minutach w nogach, w dzisiejszym meczu spodziewałem się kolejnego zwycięstwa gospodarzy. Tak też się stało, choć myślałem, że przyjdzie ono łatwiej. Spotkania nie widziałem (w tym samym czasie odbywał się mecz Unia Oświęcim – KTH Krynica). Wynik 2-1 dla Cracovii i kolejne mecze już w czwartek i w piątek w Tychach (jeszcze raz pragnę pogratulować pomysłodawcy terminarza rozgrywek finałowych).