Zabójcza końcówka.

Cóż to był za mecz. Na pewno ten kto wybrał się wczoraj na lodowisko przy ul. Siedleckiego nie żałował tych 30 zł wydanych na bilet (swoją szosą: 30 zł :wow: ). Ja zasiadłem sobie przed kompem i też było fajnie, ciepło i tanio.

1. tercja, której nie widziałem, zakończyła się wynikiem 1-2. Pierwszą bramkę finału zdobył Jakubik, który w 9 min. zmienił tor lotu krążka po mocnym uderzeniu Gonery spod niebieskiej. W 15 min. wynik podwyższył Bakrlik i było to 2 sek. po tym, jak z ławki kar wyjechał Kłys. Wiarę w dobry wynik przywrócił miejscowym Csorich. W 19 min. na karę powędrował Majkowski, 30 sek. później w jego ślady podążył Woźnica, a Krakowianie potrzebowali zaledwie 26 sek., aby wykorzystać grę w podwójnej przewadze. 2. tercję bardzo dobrze obrazuje statystyka kar. W tej części gry Tyscy zawodnicy spędzili tam 10 minut, czyli połowę tercji. O dziwo jedyna bramka padła w 29 min. podczas gry… 5 na 5. Drzewiecki dobił strzał Kowalówki spod niebieskiej. Cała tercja to lekka przewaga Cracovii. Jednak Tyszanie wykazali się bardzo dobrą grą w defensywie, a zwłaszcza w osłabieniu. Przed 3. tercją wydawało się, że Śląscy hokeiści muszą opaść z sił, że piątkowa potyczka i cała seria z ekipą z Nowego Targu w końcu da o sobie znać. Nic bardziej mylnego. Pierwsze minuty jak się wydawało ostatnich 20 minut należały do przyjezdnych. Tyscy napastnicy raz po raz nękali strzałami Radziszewskiego i w końcu w 51 min. dopięli celu. Bacul przy niemałym udziale Krakowskich obrońców pokonał ‘Radzia’. Obrońcy gospodarzy mieli też udział przy kolejnej bramce. Już 2 min. później padł kolejny gol… kolejny dla GKSu. Tym razem strzelcem Bagiński. 53 min. meczu, prowadzenie 2-4, rywal lekko przybity szybko straconymi bramkami… można spytać czego chcieć więcej? Mimo wszystko odpowiedź okazuje się banalna – zwycięstwa. Ostatnie 30 sek. na długo zostanie w pamięci obu drużyn. Jedni będą wspominać je z radości, drudzy jak to w życiu bywa z goryczą. W 58 min. sędzia odgwizduje karę techniczną – na lodzie 6 Tyszan. Trener Cracovii bierze czas i pozostawia w boksie Radziszewskiego. Skąd my to znamy? (w 3. meczu ze Stoczniowcem była podobna sytuacja). Craxa zakłada zamek, Parzyszek jest o milimetry od przejęcia krążka i wyjechaniu sam na sam z pustą bramką, ale… właśnie te milimetry zaważyły. Krążka nie przejął, opuścił strefę obronną, zostawił wolną przestrzeń, co skwapliwie wykorzystał Pasiut. Do końca 27 sek., wynik 3-4, komentatorzy, ja, mój chomik… nikt nie wątpił w to, że Tyszanie zjadą z lodu jako zwycięscy. Reszty chyba łatwo się domyślić. 16 sek. później, na 11 sek. przed końcem, najlepszy zawodnik PLH L. Laszkiewicz wprawia w szał krakowską publiczność. 4-4, Radziszewski wraca do bramki (ale czemu, przecież tak dobrze im szło…) i dogrywka. Jak to w takich sytuacjach bywa obie ekipy przeczekały te 5 min. bojąc się utraty bramki. Rzuty karne: Bacul, Michalik, Bakrlik, Słaboń, Parzyszek pudła. Na koniec do krążka podjechał nie kto inny jak Leszek L. i nie zrobił nic innego, jak dał zwycięstwo Pasom.
Po takiej porażce, kolejnych dodatkowych 5 minutach w nogach, w dzisiejszym meczu spodziewałem się kolejnego zwycięstwa gospodarzy. Tak też się stało, choć myślałem, że przyjdzie ono łatwiej. Spotkania nie widziałem (w tym samym czasie odbywał się mecz Unia Oświęcim – KTH Krynica). Wynik 2-1 dla Cracovii i kolejne mecze już w czwartek i w piątek w Tychach (jeszcze raz pragnę pogratulować pomysłodawcy terminarza rozgrywek finałowych).

Leave a comment