AO – dzień 8.

Nikolay Davydenko – Fernando Verdasco 6-2 7-5 4-6 6-7(5) 6-3
Wynik mówi sam za siebie.

Jo-Wilfried Tsonga – Nicolas Almagro 6-3 6-4 4-6 6-7(6) 9-7
Patrz wyżej.

Novak Djokovic – Łukasz Kubot 6-1 6-2 7-5
Patrz wyżej.

Roger Federer – Lleyton Hewitt 6-2 6-3 6-4
Miło popatrzyć jak Federer prowadzi w meczu i gra swój tenis na pełnym luzie.

Victoria Azarenka – Vera Zvonareva 4-6 6-4 6-0
Tutaj wynik nie mówi sam za siebie. Zvonareva miała już 6-4 4-2 i… przegrała kolejne 10 gemów !!

Dzisiaj w nocy pierwsze ćwierćfinały mężczyzn. Na dzień dobry walczyć będą Roddick z Cilicem i Nadal z Murray’em. Oba pojedynki zapowiadają się na ciekawe widowiska i chyba warto wstać troszkę wcześniej, aby zobaczyć awans Amerykanina do kolejnej rundy.

Roddick w ćwierćfinale.

Andy Roddick – Fernando Gonzalez 6-3 3-6 4-6 7-5 6-2

Panowie uraczyli nas wspaniałym, ponad 3-godzinnym spektaklem. Długie wymiany, loby, przewaga piłek wygrywających nad niewymuszonymi błędami (UE), kontrowersyjne decyzje sędziów, zwycięski Andy… czego chcieć więcej. O wyniku spotkania oprócz wszystkich rozegranych piłek zadecydował przede wszystkim dwunasty gem czwartego seta. Gonzalez serwował przy stanie 5-6 i po trzech kończących uderzeniach prowadził 40-0. Gdy tie break był na wyciągnięcie dłoni, przyszedł UE Gonza, smecz Roddicka, lob Rodddicka i zrobiło się po 40. Kolejny UE Gonza i piąty set point dla Amerykanina stał się faktem (poprzednie cztery miały miejsce przy stanie 5-4*). W tym momencie rozegrała się akcja, która zaważyła nad czwartym i zarazem piątym setem. Po krosowym uderzeniu Roddicka został wywołany aut. Andy postanowił wziąć challenge i jak się okazało piłka była styczna do linii. Sędzia główny zawodów mógł nakazać powtórkę tej akcji albo przyznać punkt dla Amerykanina. Wybrał drugą opcję, z czym nie do końca chciał się zgodzić Chilijczyk. Ja przychylam się do decyzji sędziego. Patrząc na powtórki tej akcji można zauważyć, że Gonzalez rezygnuje z uderzenia piłeczki zanim aut został wywołany. Wg mnie decyzja słuszna. Od tej pory Fernando nie przypominał już zawodnika z pierwszych setów i ostatnia partia szybko padła łupem Roddicka. W kolejnej rundzie zmierzy się on z Chorwatem Cilicem, który również po pięciu setach wyeliminował Argentyńczyka Del Potro. Osobiście (i chyba nie tylko ja) nie widzę żadnych przeszkód, aby Andy znalazł się w półfinale.
Drugą, znaną nam już parę ćwierćfinalistów tworzą Nadal z Murray’em. Obaj bez większych trudności wyeliminowali turniejowe ‘wieże’, dzięki czemu umiejętność gry udowodniła swoją wyższość nad zdolnościami serwisowymi.

Za godzin kilka lub kilkanaście poznamy całą szesnastkę tenisistów, którzy będą walczyć o końcowy triumf w Melbourne. Przed nami dwa ciekawe spotkania jak Davydenko – Verdasco i Federer – Hewitt. Faworytami są Rosjanin i Szwajcar, ale czy wszystko potoczy się tak łatwo wg scenariusza? Tego nie wiem, ale chyba śmiało można powiedzieć, że w meczach Djokovic – Kubot i Tsonga – Almagro zwycięzcami są już Novak i Jo-Wilfried. Mimo to warto zasiąść przed TV i podziwiać… piękne słońce, które promieniuje nad Australią. Może i nas w końcu kiedyś odwiedzi…

AO – dzień 5 i 6.

Dzień nr 5 przyniósł nam jak do tej pory największą niespodziankę w Melbourne. Naciągając rzeczywistość można rzec, że sama porażka nie jest wielkim zaskoczeniem (choć i to mija się z prawdą), ale styl tej przegranej już na pewno nią jest.. Mowa oczywiście o meczu Kim Clijsters i Nadi Petrowej. Wynik tego meczu to 0-6 1-6 i nagroda Nobla dla osoby, która była w stanie to przewidzieć. Wystarczy tylko dodać, że Kim wygrała w pierwszym secie zaledwie 5 piłek i już mamy ‘z archiwum X’. Drugi set nie lepszy, co prawda 17 wygranych punktów, no ale bądźmy poważni. Przypomnę, że Kim wróciła do zawodowego tenisa przed zeszłorocznym US Open i wystarczyły jej dwa turnieje przygotowań, aby zdobyć New York. W tym roku zdążyła wygrać turniej w Brisbane i będąc jedną z głównych faworytek do zwycięstwa w Autralii sprawiła sobie i swoim fanom takiego psikusa.
Awans do 4. rundy zapewniły sobie także wieżowce w osobach Isnera i Karlovica. Zawodnicy bardzo charakterystyczni pod względem swoich warunków fizycznych, które przekładają się w 100% na ich dyspozycje serwisową. Tym razem w boju z nimi polegli odpowiednio Monfils i Ljubicic.

Dzień nr 6 nie ma większej historii. Faworyci zdecydowanie wygrywali swoje mecze nie tracąc przy tym nawet seta. Dość powiedzieć, że najbardziej męczył się Federer wygrywając 6-3 6-4 6-4. Pozostali urządzili sobie demolkę: Djokovic 6-1 6-1 6-2, Davydenko 6-0 6-3 6-4, a rywal Verdasco zrezygnował po przegranym secie 1-6. Najciekawiej miało być w pojedynkach Tsonga – Haas i Hewitt – Baghdatis. Pierwsze spotkanie spełniło swoje oczekiwania, gdyż przynajmniej trwało do trzech wygranych setów. Francuz wygrał 6-4 3-6 6-1 7-5 wyciągając ostatniego seta ze stanu 2-5*. Drugi szlagierowy pojedynek zakończył się po 54 minutach, kiedy to przy stanie 6-0 4-2 Cypryjczyk skreczował. W tym dniu o czym wspominałem, grali również Polacy. Mniejsze szanse na awans, a praktycznie żadne, dawałem Kubotowi, a to jednak on znalazł się w 4. rundzie Wielkiego Szlema !! Jego przeciwnik Youzhny nie stawił się na korcie z powodu kontuzji nadgarstka. Zawiodła Radwańska, która w szybkim spotkaniu ze Schiavone zeszła z kortu z wynikiem 2-6 2-6.

Dzisiaj czeka na nas prawdziwa dawka emocji i tenisa z najwyższej półki. Dwóch serwismanów, czyli Isner i Karlovic będą straszyć swoim serwisem Murraya i Nadala, Del Potro (narzeka na nadgarstek i plecy) sprawdzi swój organizm w meczu z Cilicem, a w sesji wieczornej Andy Roddick będzie się pojedynkował na forhandy z Fernando Gonzalezem.
* dla fanów i fanek 😉 Roddicka mam dobrą informację, gdyż powinien znaleźć się w gronie ćwierćfinalistów ;p

AO – dzień 4.

Hasło przewodnie czwartego dnia AO brzmi: jeśli nie wygrywasz meczu w trzech setach to przegrywasz w pięciu. Zdanie to idealnie pasuje do trzech spotkań. Zarówno Ferrer, Llodra, jak i Robert na pewno się ze mną zgodzą… niechętnie, ale jednak. Całą trójkę łączy fakt, że prowadzili w swoich meczach 2:0, a ostatecznie schodzili z kortu jako przegrani.

Baghdatis – Ferrer 4-6 3-6 7-6(4) 6-3 6-1
Monaco – Llodra 3-6 3-6 7-6(5) 6-1 6-3
Montanes – Robert 4-6 6-7(3) 6-2 6-3 6-2

Jak widać punktem zwrotnym pierwszych dwóch meczy był tie break, czyli tym większe wyrazy współczucia dla tych panów.
Pojedynki pięciosetowe budziły ogólny zachwyt, ale Polaków, przynajmniej niektórych, najbardziej interesował występ Agnieszki Radwańskiej i Łukasza Kubota. Polka w pojedynku z Kudryavtsevą nie miała problemów tylko w pierwszym secie, którego wygrała 6-0. W drugim zaczęły się delikatne schody i ostatecznie zwyciężyła 6-0 6-2 😉 . Do 3. rundy awansował także wspomniany Kubot. Osobiście nie pamiętam, aby jakiś Polak zaszedł aż tak daleko w grze singlowej na Wielkim Szlemie. Kubot pokonując bliżej mi nieznanego Giraldo 6-4 3-6 6-3 6-1 dokonał tego czynu.
Co będzie dalej z Polakami? Zarówno przed Agnieszką, jak i przed Łukaszem teraz ciężkie zadanie. Ich rywale w kolejnej rundzie to Schiavone i Youzhny, a więc nazwiska, które w tenisowym świecie nie są obce. O ile Radwańskiej daję szanse na awans i to nawet powyżej 50%, to Kubota w 4. rundzie raczej już nie zobaczymy. Pozostaje mieć nadzieję, że w parze z Marachem zajdzie jak najdalej w grze deblowej. Pojedynki Polaków zapewne jutro, a co nas czeka dzisiaj? Dzisiaj szlagierów brak, a w kolejnej rundzie (obok nazwisk oczywistych) powinni się znaleźć tacy zawodnicy jak: Wickmayer, Kirilenko, Gonzalez i może Monfils z Wawrinką. Ten ostatni powinien stworzyć ciekawe widowisko razem w meczu z Cilicem.

AO – dzień 3.

Trzeci dzień australijskich mistrzostw stał pod znakiem dwóch spotkań: Del Potro – Blake i Henin – Dementieva. Niestety godziny kolejnych szlagierów kolidują z innymi obowiązkami i tym samym po raz kolejny musiałem zadowolić się obejrzeniem tylko dwóch setów spotkania mężczyzn. Ciężko cokolwiek napisać. Tie break 2. seta był poezją gry Blake’a, który pomimo początkowego mini break pointa dla Argentyńczyka nie podłamał się i kolejne punkty rozgrywał po mistrzowsku. Wyniki kolejnych setów, a zwłaszcza piątego mówią same za siebie: Del Potro – Blake 6-4 6-7(3) 5-7 6-3 10-8. Patrząc na dwucyfrową liczbę w ostatnim secie przypomina się mecz z 2003 roku Roddick – El Aynaoui i wynik 21-19 !!

W mniej więcej tym samym czasie na Rod Laver Arena swoje spotkanie rozgrywały Henin z Dementievą. Z jednej strony powracająca do sportu Belgijka, która zdążyła zaliczyć już finał w Brisbane, a z drugiej półfinalistka sprzed roku i zwyciężczyni zeszłotygodniowego turnieju w Sydney. Henin otrzymała od organizatorów dziką kartę i pech rozstawionej z nr 5 Rosjanki polegał na tym, że trafiła ona na nią już w 2. rundzie. Mecz z rodzaju tych przedwczesnych finałów. Belgijka pomimo niedawnego powrotu już jest zaliczana do głównych faworytek tegorocznego AO, French Open i US Open. Dodatkowo jak sama mówi wróciła, żeby wygrać Wimbledon, tak więc i na trawie trzeba będzie na nią uważać. Spekulacje co do tego pierwszego turnieju potwierdziła dzisiaj pokonując po pasjonującym meczu Dementievą 7-5 7-6(6). Jednych cieszy zwycięstwo Belgijki, a innym żal Eleny, która rozegrała świetne zawody i nie zasłużyła na porażkę w tak wczesnej rundzie. Niestety sport, jak i świat jest okrutny. Z tego co widzę powrót Justine do Melbourne nie będzie usłany różami, a Dementieva była tylko jednym z poważniejszych testów jakie tu na nią czyhają. Kolejna runda, zapewne gładka z Kleybanovą, ale potem po drugiej stronie siatki powinny stanąć jej rodaczki Wickmayer i ew. Clijsters. Dodawszy do tego Filipkens z pierwszej rundy, przypadkowo zrodziły się nam tu nieoficjalne mistrzostwa Belgii.
Trochę odbiegam już od tematu, także przejdźmy do tego co czeka nas dzisiejszej nocy. Wielkich pojedynków brak, przynajmniej na papierze. Ciekawie powinno być na Hisense Arena, gdzie Baghdatis zmierzy się z Ferrerem oraz na kortach nr 3 i 7. Tam odpowiednio zagrają Agnieszka Radwańska z Rosjanką (eh.. wszędzie ich pełno) Allą Kudryavtsevą i Łukasz Kubot z Santiago Giraldo. Pozostaje nam tylko wstać o tej pierwszej i kibicować naszym, gdyż oboje mają duże szanse na awans.

Nie zapomnijcie przestawić zegarka.

Ci, którym wydaje się, że zmiana czasu następuje tylko dwa razy w roku są w błędzie. Wczoraj swoje zegarki należało przestawić do przodu – i to nie, jak zwykle bywa o 1h, ale o 10h !! Wszystko to jest związane z małą miejscowością, która leży za kilkoma górami (Ural, Himalaje), za kilkoma wodami (morze Czarne, Ocean Indyjski) na małej wysepce, o dźwięcznej nazwie – Australia. To właśnie tam, w Melbourne (bo o nim mowa) rozpoczął się wielkoszlemowy turniej Australian Open. Przez najbliższe 14 dni w Polsce godzina 1:00 w nocy będzie 11:00 w południe w Australii. Niby nic nowego nie odkryłem, ale przez pozostałe 351 dni w roku jest to dla mnie (i pewnie nie tylko) obojętne.

Pierwszy dzień oprócz deszczu przyniósł nam pojedynek „pięknych”. Na głównym korcie Rod Laver Arena spotkały się dwie Rosjanki i obie Marie. Wbrew powszechnej opinii ta ładniejsza – Kirilenko, pokonała tą też ładną Sharapovą 7-6 3-6 6-4. Miałem przyjemność oglądać tylko partię otwarcia. Pierwsze 3 gemy kończyły się przełamaniem, a serwis zaczął jakoś normalnie funkcjonować dopiero w późniejszej fazie seta. Największą bolączką Sharapovej była masa niewymuszonych błędów (UE). Jej rodaczka korzystała z tego w bardzo prosty sposób grając piłki przez środek siatki i czekając właśnie na pomyłki Sharapovej, które prędzej czy później się pojawiały. W tej partii Masha popełniła 33 UE, a w całym meczu naliczono ich aż 77. Kolejne sety jak można się domyślić przebiegały w sposób następujący… 3-6 i 6-4 ;). Porażka pracowniczki firmy Nike, która podpisała niedawno 8-letnią umowę opiewającą na „całkiem” dużą kwotę, została uznana za największą niespodziankę pierwszego dnia imprezy.
Uwagę zwraca także przegrana Fisha z Golubevem 2-6 6-1 3-6 3-6. Wyniki i forma przed turniejem wskazywały, że Amerykanin kilka rund zaliczy, ale jak widać stało się inaczej.

Za godzin kilka czeka nas rozpoczęcie drugiego dnia Australian Open. Jeśli tylko pogoda pozwoli przyniesie on kilka polskich akcentów. Kciuki należy trzymać za Agnieszkę Radwańską i Łukasza Kubota. Aga zmierzy się z Niemką Tatjaną Malek i brak jej awansu do drugiej rundy byłby dużą sensacją. Kubot natomiast będzie odbijał z Mischą Zverevem, który też pochodzi zza naszej zachodniej granicy. Że niby zapomniałem o Urszuli Radwańskiej? Nie do końca. Ula zmierzy się z Sereną Williams i jakiekolwiek trzymanie kciuków chyba mija się z celem. Na pewno byłoby miło, ale będzie to pojedynek zatytułowany „60 sekund”. Do ciekawszych pozycji tego dnia można zaliczyć mecz Richarda Gasqueta z Mikhailem Youzhnym, a to m. in. dlatego, że przewiduję zwycięstwo Francuza (to ten pierwszy).

Zgodnie z planem.

:hokej: KTH Krynica – Stoczniowiec Gdańsk 3-5 (0:2, 2:1, 1:2)

Wynik spotkania był pewny od 1. do 28. minuty, a następnie od 55. do 60. minuty, także bądź co bądź przez większość meczu. Co działo się pomiędzy 28. a 55. minutą? Wtedy to KTH dwukrotnie doprowadzało do remisu – najpierw ze stanu 0-2, a potem z 2-3.

PLH

:hokej: KTH Krynica – Stoczniowiec Gdańsk

Zawsze ciężko mi przejść obojętnie obok spotkania kryniczan. Nie ukrywam, że drużyna z I ligi zawsze będzie dla mnie outsiderem tych rozgrywek. Aż dziw bierze, że nie doznali porażki „już” od dwóch spotkań. Najpierw zwycięstwo z Sanokiem 4-2 (ale to jeszcze zeszły rok), a w poniedziałek 4-3 po karnych z Toruniem (KTH prowadziło już 3-0). W troszkę odmiennej sytuacji jest Stocznia. Ci z kolei pod koniec 2009 r. zanotowali dwie porażki. Ta pierwsza 5-7 z Unią oczywiście nie dziwi 😉 (prowadzili już bodajże 5-3), ale ta druga w Sanoku 6-2 już była lekkim zaskoczeniem. Nie będę oszukiwał, że coś wiem o sytuacjach wewnątrz klubowych. Jedyne co mogę powiedzieć, to że zapewne i w Gdańsku, i w Krynicy pada śnieg, ale to chyba nie będzie miało większego wpływu na przebieg spotkania. Chociaż wycieczka autokarem przez całą Polskę w taką pogodę… Mimo tych perturbacji podróżowo-pogodowych chyba warto na Gdańsk… Ja już zdecydowałem, także teraz Wy się martwcie ;p.

Niesamowity tie break w Brisbane.

:tenis: James Blake – Marc Gicquel 6-3 3-6 7-6(8)

II runda turnieju w Brisbane. W pierwszym swoim pojedynku Blake pokonał swojego rodaka Querreya 4-6 6-3 6-4, a Gicquel wprost zmiótł z kortu Petzschnera 6-3 6-1. Pomimo że nigdy nie słynął z jakiegoś potężnego i magicznego serwisu, zanotował tylko 5 przegranych piłek przy swoim podaniu. Jednak teraz na przeciwko Francuza miał stanąć jeden z najlepiej returnujących zawodników w tourze.

Już pierwszy set pokazał, że to szybciej Petzschner fatalnie odbierał piłki niż Gicquel je zagrywał. Blake od początku meczu dobrze returnował, nie raz nie dwa atakując drugie podanie Francuza. Dokładając do tego przewagę w wymianach, kiedy to bombardował FH połowę przeciwnika w 8. gemie zrodziła się druga okazja na przełamanie, którą niewymuszonym błędem zakończył Francuz. Set ten trwał zaledwie 25′, także można go zaliczyć do ekspresowych. W gemie setowym Blake po przewadze wykorzystał drugą piłkę setową.

Do 7-go gema w drugim secie Blake kontrolował swoje gemy serwisowe, podczas gdy Gicquel w większości miał przed sobą widmo porażki. W 8. gemie wszystko obróciło się o 180 stopni. *15-40 i pierwsze 2 break pointy dla Francuza. Pierwszy wylądowął w siatce po jego uderzeniu, a drugi na aucie, ale tym razem uderzał już Blake i zrobiło się 3-5*. Amerykanin do końca nie chciał dać za wygraną, doprowadził do czterech równowag, break pointa… ale seta już nie uratował. Po 33′ Gicquel zakończył go asem serwisowym. Optyczna przewaga po stronie Blake, jednak jeden słabszy gem serwisowy wystarczył, aby przegrać seta.
Ciekawie wyglądała statystyka wygranych piłek przy podaniu rywala. W pierwszym secie pomimo porażki przewagę miał Francuz, a w drugim sytuacja była odwrotna.

Na początku trzeciego seta Blake wygrał 6 kolejnych piłek. Prowadził 1-0 AD-40*, aby zrobić z tego 1-1 *0-40 i przy drugiej okazji dać się połamać. 5. gem był niesamowity. Prosty break point uderzony w aut przez Amerykanina, podwójny błąd serwisowy i wspaniały półwolej w wykonaniu Francuza oraz kilka ciekawych wymian. Wszystko to zakończyło się przełamaniem na *3-3. Wraz z upływem czasu było widać ubytek sił u obu graczy. W 10. gemie James nie potrafił wygrać żadnej piłki, pomimo że Francuz nie trafił ani raz pierwszym podaniem. Na 6-5* to z kolei Blake wygrał do zera i wszystko pięknie zmierzało ku TB.
Początek TB to mini break point dla Amerykanina i prowadzenie *2-1. Jednak już przy kolejnej piłce doszło do wyrównania. Zmiana stron nastąpiła przy wyniku 3-3* i Marc wyszedł na prowadzenie. Potem było już *4-4, 4-5*, 5-5* po fantastycznym returnie Blake’a, *5-6, *6-6 i mini dla Francuza oznaczający pierwszą piłkę meczową, której jednak nie wykorzystał. *7-8, *8-8 i w końcu 9-8*, czyli z kolei pierwsza piłka meczowa dla Blake’a. As po necie, powtórka serwu i aut Francuza podczas wymiany dający zwycięstwo Amerykańcowi.

Przyznam szczerze, że można współczuć Gicquelowi porażki w taki sposób. Z jednej strony sam sobie winien wygrywając drugiego seta, ale z drugiej szkoda zawodnika, bo ku mojemu zaskoczeniu zaprezentował się bardzo dobrze.

  • wg mnie akcja meczu miała miejsce w 3. gemie 2. seta, kiedy to Blake dwa razy bronił się defensywnym lobem i dwa razy odgrywał smecze Francuza. Za drugim razem tak to zdeprymowało Gicquela, że wyrzucił prostą piłkę w aut.
  • mała uwaga, która mi się narzuciła to ewidentny brak Hawk Eye na korcie – oszczędziło by to wielu nerwów obu graczom i sędziemu zarazem.
  • w Australii godzina 16:30 i właśnie na kort wychodzi Andy Roddick, w USA przed północą i NBA z NHL grają w najlepsze, a u nas…

ATP – Brisbane.

:tenis: Marcos Baghdatis – Mardy Fish 7-5 7-5

Na początek nowego sezonu tenisiści zawitali do Brisbane w Australii, gdzie za kilka tygodni rozegrany zostanie pierwszy turniej wielkoszlemowy – Australian Open. Na korcie mogliśmy podziwiać zdrowego już Cypryjczyka Baghdatisa i Amerykanina Fisha. Kolorystyczny i humorystyczny Cypryjczyk już pod koniec roku 2009 dawał sygnały świadczące o jego powrocie do formy. Kilka wygranych challengerów i zwycięstwo w Sztokholmie bez straty seta mogą oznaczać tylko jedno – w 2010 Baghdatis zamierza pnąć się w rankingu ATP w okolice „10”, czyli tam gdzie jego miejsce. Fish, jak na rybę przystało swobodnie czuje się tylko w jednym środowisku, w jego przypadku na hardzie.

1. set przebiegał pod dyktando dyspozycji serwisowej. Od samego początku z gry lepszy był Marcos, ale Fish wszelkie braki nadrabiał serwisem, który funkcjonował całkiem przyzwoicie. Cypryjczyk dzięki większym umiejętnością mógł sobie pozwolić nawet na dwa podwójne błędy serwisowe w jednym gemie. Nie miało to większego znaczenia, gdyż nie musiał bronić żadnego break pointa w tej części gry. Wszystko przebiegało książkowo do stanu 6-5*. Wtedy to Fish przekonał się jak bardzo brakowało na korcie systemu Hawk Eye. Dwa razy na bocznej linii zostały mu wywołane problematyczne auty, których nie mógł sprawdzić. Wszystko to zmierzało do jednego, czyli piłki setowej, którą Baghdatis wykorzystał.

2. set rozpoczął się od szybkiego przełamania serwisu Cypryjczyka i to w dodatku do 0. Stratę tą mógł odrobić już w kolejnym gemie, ale pomimo wspaniałej gry, cudownych minięć, skrótów, lobów itp. Mardy cały czas odrabiał punkty serwisem. Kolejne okazje na przełamanie Marcos wywalczył w 8. gemie. Przy stanie 40-15* popełnił jeszcze dwa niewymuszone błędy, ale za trzecią szansą w tym gemie… Fish sam się przełamał ładując skrót w połowie siatki. Jak to zwykle bywa taki obrót sprawy podciął trochę zapędy Fisha, a Baghdatis kontynuował swój mały show. Set ten zakończył się podobnie, jak poprzedni: 6-5, 30-30* i Fish najpierw uderza w siatkę, a następnie popełnia podwójny błąd serwisowy.

Marcos Baghdatis pokazał kawałek dobrego tenisa, pełnego ciekawych uderzeń, skrótów, minięć… o czym pisałem powyżej. Z tego co widzę w kolejnej rundzie jego rywalem będzie Czech – Tomas Berdych. Szykuje się więc pojedynek z kolejnym „serwismanem” obdarzonym dodatkowo mocnym forehandem i backhandem, który również potrafi przynieść winnersa.

PS Doba ma 24h i każdy może ją wykorzystać w dowolny sposób 🙂