RG 2010 – finał panów.

:tenis: Rafael Nadal – Robin Soderling 6-4 6-2 6-4

Jednym słowem mecz rozczarował. Winnym tego należy uznać Szweda, którego chyba przerosła ranga spotkania. O tyle dziwne, że był to dla niego drugi finał RG z rzędu. Rok temu po drodze pokonał właśnie Nadala (wtedy obrońcę tytułu i 4-krotnego zwycięzcę tego turnieju z rzędu), a w tym Rogera Federera z którym poległ w finale 2009. Tak więc niedzielne spotkanie w drugim tygodniu szlema nie powinno go dziwić.

Walkę podjął tylko w pierwszym secie i w dwóch pierwszych gemach drugiego oraz w końcówce ostatniej partii. Gdyby walczył cały mecz mógłby nie wygrać, a co dopiero gdy robił to przez niecałą połowę spotkania. Pierwszy set jako taki, zadecydowało jedno przełamanie, choć to Robin jako pierwszy miał BP. Kluczowy moment meczu miał miejsce w drugim secie. Przy prowadzeniu 1-0 Soderling miał 40-15* i w sumie 4 okazje na przełamanie w tym gemie. Niestety dla Szweda i jego kibiców Nadal ze wszystkich wyszedł obronną ręką. Od tego momentu kolejne gemy Soderling grał bez żadnej wiary ani woli walki. Z dwoma przełamaniami seta wygrał Hiszpan. Trzeci, jak się okazało ostatni set rozpoczął się od szybkiej straty serwu przez Szweda. Następnie Nadal swoje gemy serwisowe wygrywał spokojnie, gdyż rywal dalej nie pałał ochotą do gry i do wielu piłek nawet nie startował. Dopiero w połowie ostatniej partii Soderling zaczął wykazywać jakieś chęci. Jednak było już za późno na zmianę wyniku czy chociażby obrazu gry.

Jak już wspomniałem finał nie był jakimś wielkim spektaklem, a wymian które mogły utkwić w pamięci było jak na lekarstwo. Nadal popisał się kilka razy ładnymi winnersami jego firmowym forhandem po którym piłki dostawały niesamowitej rotacji. To co miało być silną bronią Soderlinga, czyli serwis okazał się atutem Hiszpana. Do finału Rafa zagrał 12 asów, a w samym finale już 7, czyli tyle co Soderling. Tyle że Szwed do niedzieli miał tych uderzeń 75. 32 wygrywające uderzenia przy 46 niewymuszonych błędach, 8 szans na BP i żadna niewykorzystana… tak finału na RG nie da się wygrać, a tym bardziej z bezapelacyjnym królem nawierzchni ziemnej Rafael Nadalem. Dla Hiszpana był to 38 wygrany mecz w Paryżu przy jednej, jedynej zeszłorocznej porażce w 4. rundzie właśnie z Soderlingiem. Dodając do tego bilans meczy na tej nawierzchni, który od 2006 r. wynosi 129-4 wnioski nasuwają się same.

RG 2010 – finał pań.

Nie miałem możliwości obejrzenia finału na żywo więc jako przedsmak dzisiejszego spotkania panów postanowiłem nadrobić zaległości.

:tenis: Francesca Schiavone – Samantha Stosur 6-4 7-6(2)

Pierwszy set niczym nie przypominał WTA do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Może poza faktem, że na korcie były dwie panie i popełniały dosyć sporo UE. Do stanu 4-4* nie było żadnego przełamania, a nawet mało tego, nie było żadnej szansy na breaka. Rzadko kiedy można doświadczyć czegoś takiego w WTA. Złożyła się na to dobra dyspozycja serwisowa obu pań i te UE odbierających o czym już wspominałem. Włoszka zaskoczyła mnie dobrą zagrywką (3 asy i kilka wygrywających piłek) oraz stylem, który nie ograniczał się wyłącznie do defensywnego przebijania piłki zza końcowej linii. Były ataki, a przede wszystkim gra przy siatce. Na 5 wypadów wszystkie zakończyły się sukcesem. Co do Australijki to do wspomnianego stanu 4-4 nic nie wskazywało na jej porażkę przed TB. Niestety serwis rozpoczęła od 0-40 po niewymuszonym błędzie, ataku Schiavone i własnej pomyłce pod siatką. Następnie obroniła 2 break pointy, ale przy kolejnym popełniła najgorszy możliwy błąd dla serwującego, czyli DF. W kolejnym gemie powalczyła jeszcze przy serwie Schiavone mając nawet *0-30 i deuce, ale Włoszka nie dała już sobie wydrzeć pierwszego seta.
Drugi set miał już nieco inny przebieg. Pierwsze przełamanie nastapiło dosyć szybko, bo już w 4. gemie. Samantha potrzebowała na to dwóch piłek. Wyszła na prowadzenie *3-1, wygrała swój serwis i miała dosyć pewnie wyglądające 4-1*. Niestety kolejny gem serwisowy był kiepski i decydujący. Rozpoczął się od *0-40 i Włoszka wykorzystała szanse na złamanie za drugim razem. Od 3-4 do 6-6 mieliśmy powtórkę z pierwszego seta, czyli wygrywanie swoich serwisów max do 30. Tie break od zagrywki rozpoczęła Stosur i wykorzystała tą przewagę. Następne dwa punkty dla Schiavone – 2-1* i dwa serwy dla Australijki. Pierwszą piłkę wygrała, a potem… od 2-2 kolejne 5 piłek padło łupem Włoszki.
Rozstawiona z numerem 17, 29-letnia Francesca Schiavone została zwyciężczynią French Open 2010.

A teraz pora na finał panów: Rafael NadalRobin Soderling.

RG 2010 – półfinały.

:tenis: Francesca Schiavone – Elena Dementieva 7-6 i krecz D.

Dla 29-letniej Włoszki najpierw półfinał RG, a teraz finał to największe osiągnięcia w karierze. Jak widać wytrwałość i upór Francesci został nagrodzony. Mecz, a w zasadzie set z bardziej utytułowaną Rosjanką nie układał się dla Włoszki najlepiej. Było tak do stanu 2-4*. Cały czas zakopana za końcową linia biegała od narożnika do narożnika przebijając ataki Eleny na drugą stronę. Do tego momentu Rosjanka grała bardzo dobrze. Popełniała mało błędów, a do tego pierwszy serwis trafiała na poziomie 80%, co w jej przypadku jest nie lada wyczynem. Jednak po breaku na 2-4* Dementieva zacięła się. Serwis, który był mocną bronią przestał wchodzić. Popełniając 2 DF i dokładając do tego bezsensowne skróty, do których Schiavone bez problemów dobiegała nastąpił szybki re-break. Następnie obie skutecznie broniły swoich gemów serwisowych i doszło do TB. Ten lepiej rozpoczęła Rosjanka obejmując prowadzenie *2-0… i na tym poprzestając. Kolejne 6 punktów zdobyła Schiavone wygrywając ostatecznie TB do 3. Zaraz po przegranym secie Dementieva podeszła do Włoszki dziękując jej za grę i gratulując finału. W dziwnych okolicznościach Schiavone mogła świętować swój życiowy sukces.

:tenis: Samantha Stosur – Jelena Jankovic 6-1 6-2

Mecz z rodzaju tych Gołota vs Brewster. Człowiek jeszcze dobrze nie zasiadł przed telewizorem, a już było po meczu. Pierwszy set trwał 24 minuty, a drugi 36 minut. Dla porównania wcześniejszy jedno-setowy półfinał trwał… ‘aż’ 69 minut. Jankovic podjęła walkę tylko na początku drugiego seta, kiedy objęła prowadzenie *2-0. Jak łatwo się domyślić kolejne sześć gemów padło łupem Australijki. 81% wygranych piłek po pierwszym serwisie, 50% po drugim… nie mogło być inaczej.

W sobotnim finale spotkają się dwie ‘finałowe’ debiutantki. Schiavone w drodze do finału pokonała m. in. takie zawodniczki jak: Na Li 6-4 6-2, Maria Kirilenko 6-4 6-4, Caroline Wozniacki 6-2 6-3 i Elena Dementieva 7-6. Przeciwniczki klasowe, ale to Samantha pozostawiła na placu boju 3 byłe liderki światowego rankingu Justine Henin 2-6 6-1 6-4, Serena Williams 6-2 6-7(2) 8-6 i Jelena Jankovic 6-1 6-2. Wszechstronna Henin, ofensywna Williams, defensywna Jankovic… żadna z nich nie potrafiła znaleźć sposobu na Australijkę. Najbliżej była Serena, ale nie wykorzystała swojej jedynej okazji w postaci mp.
Finał będzie więc pojedynkiem ofensywy Stosur, zawodniczki z najlepszym serwisem w WTA z defensywą Schiavone, która potrafi biegać po całym korcie w jednym celu – przebicia żółtej piłeczki na drugą stronę. O ile w NBA czy NHL zwycięża defensywa (Go Celtics Go), o tyle w tenisie, a przynajmniej tym sobotnim górę powinien wziąć atak i serw Stosur.

Zanim dojdzie do finału pań na kort wyjdą półfinaliści. Jutro najpierw na korcie zobaczymy Robina Soderlinga z Tomasem Berdychem. Szwed w ćwierćfinale pokonał samego Rogera Federera rewanżując mu się za zeszłoroczną porażkę w finale. W pierwszym secie to jednak Soderling nie istniał na korcie. Wygrał zaledwie dwie piłki przy serwisie Szwajcara. Kolejne sety to metamorfoza zarówno Robina, jak i Rogera. Ten pierwszy zaczął grać swój najlepszy tenis, doskonały serwis, odwrotny forhand, bomby trafiające w linie boczne i końcowe, a ten drugi trochę obniżył poziom z pierwszej części gry. O ile Soderling grał już nawet w finale RG (2009) to dla Berdycha jutrzejszy półfinał będzie największym sukcesem. Będzie to pojedynek dwóch serwismanów, zawodników z bardzo dobrymi uderzeniami z forhandu. Kto zwycięży? O tym przekonamy się jutro ok. godz. 16:00-17:00.
W drugim półfinale zmierzą się Rafael Nadal z Jurgenem Melzerem, który jest chyba największą niespodzianką tegorocznego Rolanda i bije pod tym względem sukcesy obu finalistek.
Czy finał będzie rewanżem za zeszłoroczny RG (Nadal – Soderling)? Myślę, że tak, ale ostatnimi dniami niespodzianka goniła niespodziankę, także nie pozostaje nam nic innego jak poczekać na jutrzejsze rozstrzygnięcia.