US Open – finał Pań.

:tenis: Serena Williams – Victoria Azarenka 6:2 2:6 7:5

Seren&Viki

Serena Williams była faworytka do zwycięstwa zarówno przed turniejem, przed finałem, jak i po pierwszym secie. Mimo to rozstrzygnięcie spotkania odrobinę zaskakujące.

Pierwszy set to pełna koncentracja Sereny. Motywacja na najwyższym poziomie, tryb „niszczących uderzeń” włączony i Azarenka za bardzo nie miała czego szukać po drugiej stronie kortu. Wydawało się, że drugi set będzie tylko formalnością, ale zaczęło się od przełamania Azarenki, która po swoim serwie wyszła na prowadzenie 2:0. Kolejne przełamanie na korzyść Victorii nastąpiła w 5. gemie i zrewanżowała się za pierwszą partię wygrywając w takim samym stosunku jak Serena. W tej części Amerykanka bardzo dużo psuła nie wytrzymując wymian. Zwłaszcza kulał forhand, które w pierwszym secie spisywał się bez zarzutu. W trzeciej partii Azarenka prowadziła już 5:3*, a następnie 5:4 plus swój serwis. Pomimo to nie udało się jej utrzymać przewagi i przypieczętować sukcesu. Była dwie piłki od triumfu, ale w najważniejszych momentach serwis nie pomógł i pojawiły się proste błędy. Serena odżyła i licząc od stanu 3:5 wygrała kolejne 4 gemy. Odniosła tym samym swój 4. sukces w Nowym Jorku, a 15. w wielkim szlemie.
Azarence pomimo porażki należą się słowa uznania za postawę i plan taktyczny w finale. Cały czas starała się mocno serwować zarówno pierwszym, jak i drugim serwisem. Pomimo kilku podwójnym błędów była to dobra taktyka, gdyż kilka słabszych zagrań od razu było karconych przez Amerykankę wygrywającym returnem.
Ciężko napisać, że Williams po pierwszym secie uwierzyła, że już po meczu. Trudno rozgryźć co siedzi w głowie Amerykanki. Kiedy tylko przykładała się do uderzeń, podchodziła do piłki, pracowała nogami to wszystko trafiała w kort. Jednak nie trwało to wiecznie. W drugim secie i połowie trzeciego do wielu uderzeń podchodziła „lekceważąco”, uderzała na stojąco bez dodatkowej pracy ciałem. Nie wiem czym to tłumaczyć. Jej umiejętności i trochę szczęścia sprawiły, że w decydującym momencie meczu trafiła kilka piłek uderzanych na „chybił trafił” i odwróciła losy spotkania.

Mimo, że pisałem o zaskakującym rozstrzygnięciu to Serena Williams w pełni zasłużyła na ten sukces. Przez cały turniej „zamiatała” rywalkami po korcie spędzając w każdej rundzie około godzinę na korcie. Wygrane sety w stosunku 6:0 czy 6:1 była dla niej normalnością. Pomimo, że nie widnieje jako pierwsza na liście rankingowej WTA to bezapelacyjnie jest numerem jeden kobiecego tenisa.

US Open – półfinały kobiet.

:tenis: Victoria Azarenka – Maria Sharapova 3:6 6:2 6:4

Jeżeli na korcie pojawia się Victoria z Marią to możemy być pewni, że spektakl będzie ładny i głośny. A dzisiaj oprócz tego stał na wysokim poziomie.
Pierwszy set dla Rosjanki. Jak to się stało? Nie widziałem. Drugi rozpoczął się od przełamania dla Sharapovej i na tym zakończyła się jej skuteczna gra. Kolejne cztery gemy dla Białorusinki, która nie załamała się wynikiem z początku meczu. W tym secie Rosjanka tylko raz wygrała swój serwis i skończyło się 6:2 dla Azarenki. Trzeci set to już dominacja Victorii. Co prawda przełamała rywalkę dopiero w ostatnim gemie, ale wszystkie wcześniejsze gemy serwisowe Rosjanka wygrywała na przewagi i po wielkich mękach. Punkty na odbiorze w tym secie przedstawiały się w stosunku 25 do 8 na korzyść Azarenki.
Sharapovej jak to ładnie ocenił komentator zabrakło w baku paliwa. Było to dosyć widoczne. Wraz z upływem czasu, jeśli tylko wymiana się wydłużała to nie nadążała do uderzeń i popełniała coraz więcej błędów. Za każdym takim błędem wznosiła błagalne spojrzenie w stronę swojego boksu licząc na… I tutaj właśnie nie wiem na co liczyła. Chyba jedynie na wsparcie duchowe. Azarenka z kolei zaskoczyła wielkim spokojem. Nie było nawet zaciskania pięści po wygranych, ważnych piłkach w końcówce meczu. Nadrobiła to wszystko po ostatniej piłce, kiedy wykonała mały taniec na korcie.

Po tym meczu nasuwa się tylko jedno pytanie: czy Victoria ma jakieś szanse w finale z Sereną?

:tenis: Serena Williams – Sara Errani 6:x 6:x

Zwycięstwo Sereny.

US Open by men – drugie ćwierćfinały za nami.

:tenis: David Ferrer – Janko Tipsarevic 6:3 6:7(5) 2:6 6:3 7:6(4)

Mecz pełen dramaturgii, zmiennego barometru, świetnych wymian oraz sporej ilości błędów, czyli wszystkiego po trochu. Najbardziej efektowny tenis mogliśmy podziwiać w trzecim secie, kiedy to Janko przechodził samego siebie. Ferrer robił co mógł, ale w tej części gry w wymianach każde następne uderzenie Serba było lepsza, precyzyjniejsze i mocniejsze od poprzedniego. Nawet ściana by tego nie wytrzymała. Na przestrzeni całego spotkania obaj mieli lepsze i gorsze momenty, także tie break był sprawiedliwym rozwiązaniem, jeśli chodzi o wyłonienie zwycięzcy spotkania. Więcej szczęścia, zimnej krwi miało waleczne serce z Hiszpanii i to ono zagra w półfinale. Polecam skrót z tego meczu, zwłaszcza „strzały” Tipsarevica.

:tenis: Novak Djokovic – Juan Martin Del Potro 6:2 7:6(3) 6:4

Był to już trzeci pojedynek tych panów w krótkim odstępie czasu. Najpierw był brązowy medal dla Argentyńczyka w Londynie, a potem udany rewanż Serba w Cincinnati.
Pierwszy set dosyć szybko i łatwo w stronę Novaka. Drugi set, w mojej opinii decydujący o dalszych losach meczu rozpoczął się idealnie po myśli Del Potro. Break do zera przypieczętowany serwisem również bez straty punktu, czyli start marzenie. Kluczowy moment meczu to 5:4 dla Juana i serwis na seta. Nie udało się go wygrać mimo, że zabrakło tylko dwóch punktów (*30:15). 12. gem tego seta można nazwać epickim (za chwilę sprawdzę co to znaczy). Trwał on ok. 17 minut, czyli niewiele krócej od niektórych setów w wykonaniu Sereny. Del Potro wybronił w nim 3 piłki setowe i doszło do tie breaka. Tutaj swoją wyższość udowodnił Djokovic. Trzeci set to z kolei szybkie przełamanie dla Djokovica, którego skutecznie bronił do samego końca.
Dobry mecz w wykonaniu Del Potro. Może trochę za bardzo „okopany” za końcową linią, ale ciężko stwierdzić czy mógł zagrać bardziej agresywnie. Robił co mógł, bombardował swoją forhandową armatą Djokovica, ale ten grał genialnie w obronie. Ciężko to opisać, trzeba to zobaczyć. Oprócz obrony najlepszą bronią Serba był backhand po linii, który był bardzo skuteczny.

Półfinał Djokovic – Ferrer może przypominać trochę mecz Hiszpana z Tipsarevicem. Różnica będzie polegać na tym, że Djokovic będzie się jeszcze lepiej poruszał po linii, będzie prowadził dłuższe wymiany i będzie skuteczniejszy. Kolejna kluczowa różnica to taka, że to właśnie Serb wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko.

Kolarstwo.

W szerokim znaczeniu jest to jeden z pierwszych sportów w którym próbujemy swoich sił. Pierwsze jest bieganie, a potem już zazwyczaj rower. W międzyczasie zapewne jest i plucie na odległość… Co? Ty nie? To rzeczywiście my może nie, ale inni na pewno próbowali 😉 (ot taki żenujący żart żenującego-prowadzącego). Wraz z upływem lat jedni od tego roweru odchodzą i ląduje on w piwnicy albo w stodole u babci, a inni jakoś potrafią z nim dalej żyć w zgodzie. Ja jestem gdzieś tak pośrodku, bo rower trzymam w piwnicy, ale czasami go używam. O to czy jest cały czas sprawny nie muszę się martwić, gdyż pewien 60-latek codziennie go używa.. Tu 20 km do południa, potem 30 km na lepsze spanie i tak kółka cały czas się kręcą.

Znowu wybiegam od tematu. Miało być bardziej o sportowym wymiarze rowerów. W tym roku po raz pierwszy skusiłem się na śledzenie w TV wyścigu kolarskiego. Zacząłem nie od byle czego, bo od samego Tour de France (TdF). Trafiłem na etap w którym jeden z faworytów najechał na gwoździe, które ktoś rozsypał na trasie. Był to Cadel Evans. Jako lider zespołu BMC zaraz otrzymał rower od swojego kolegi, a następnie dostał już swój nowy sprzęt z samochodu technicznego. Stracił na tym trochę czasu, ale na szczęście dla niego peleton wiedząc o tym co się stało postanowił zwolnić i zaczekać na dojazd Evansa. Jak to w życiu bywa w grupie znalazł się jeden element, który postanowił skorzystać z sytuacji i gdy wszyscy zwolnili on postanowił przyśpieszyć. Wszystko skończyło się w ten sposób, że peleton zaczekał na pechowca, następnie już z nim w składzie dogonił uciekiniera i zapewne potraktował go w znany kolarzom sposób. Od takiego incydentu zaczęła się moja przygoda z wielkim ściganiem. Następnie była popisowa jazda Wigginsa w indywidualnej jeździe na czas (ITT), która przypieczętowała jego zwycięstwo w całym wyścigu. Po TdF przyszła olimpiada, a następnie trwający właśnie trzeci z wielkich wyścigów w sezonie, czyli Vuelta a Espana. Z tym turem wiązałem duże nadzieje, gdyż akurat na czas wyścigu zostałem przykuty do łóżka i była to pozytywna strona tego wydarzenia, jedna z niewielu. Codziennie o 16:00 Eurosport (ES) raczy nas transmisją z tego wydarzenia. Łączą się z nami wspaniali komentatorzy, którzy idealnie odnajdują się w sytuacji, gdzie przez wiele kolarskich kilometrów trzeba opowiadać o wszystkim i o niczym. Każdemu kto ma wolną chwile polecam te transmisje. Jak nie dla samego wyścigu, jak nie dla komentarzy to chociaż dla widoków, które w górzystych terenach Francji, Hiszpanii czy wielu innych zakątków prezentują się bardzo okazale. A na mecie proponuję przez chwilę się zastanowić nad tempem wyścigu, przebytym dystansem, czasem jaki osiągali najlepsi i nad nachyleniem terenu, które momentami osiąga nawet 25% (niektóre samochody nie dają już wtedy rady).

Poniżej krótki opis wczorajszych wydarzeń. Dla kogoś kto nie jest w temacie i nie śledzi tegorocznej Vuelty nie wyda się to interesujące, ale może znajdzie się jakaś zagubiona owieczka… 🙂 .
Jak ES połączył się z Vueltą to ucieczka już poszła. Z tego co mówili komentatorzy na ok. 40-50 km przed metą wyskoczyła grupa z Contadorem. Pomagał mu m. in. Paulinho, który ciągną jego i pewną grupkę do drugiej premii. Po bonifikatę Contador uciekł z Tiralongo, który grzecznie mu odpuścił te kilka sekund premii. Następnie dawali sobie zmiany nawzajem, aż pewnym momencie Contador poszedł sam. W pewnym momencie miał 2 min. 30 sek. przewagi nad grupą Rodriguez/Valverde, którą prowadził Losada z Katiuszy. Kiedy po kilku kilometrach padł, grupę przejął lider (już były). Wydawało się, że jadącemu za nim Valverde zależy tylko na obronie 3. lokaty w generalce (w tym czasie Froome był już daleko w tyle). Jednak nic bardziej mylnego. Kiedy Rodriguez trochę się jeszcze podmęczył, Valverde wyskoczył do przodu z kolegą z zespołu Quintaną. Lider Katiuszy próbował ruszyć za nimi, ale po kilku przekręceniach odpuścił albo raczej poczuł, że nie da rady. Przewaga Valverde nad Rodriguezem rosła tak samo szybko, jak topniał dystans do Contadora. Po drodze lider Movistaru napotkał kolegę Intxausta, który mu pomagał w nadrabianiu straty, a niwelowaniu przewagi zarazem. Valverde mijał kolejnych mniej istotnych rywali, aż w końcu na kole do samego końca tempo wytrzymali tylko Henao z Verdugo. Przewaga Contadora nikła w oczach, ale na szczęście wysiłek kolarza z Saxo Banku nie poszedł na marne. Oprócz zdobycia koszulki lidera (było wiadomo już do x kilometra, że ją przechwyci) w spektakularny sposób wygrał etap.
Przewaga Contadora w generalce to 1’52” nad… Valverde i 2’28” nad Rodriguezem. Jeśli poniedziałkowy etap został obwieszczony najlepszym z dotychczasowych to wczorajszy można nazwać najlepszym z tych co był i z tych co się jeszcze odbędą na tegorocznej Vuelcie.
Cały wyścig dla kibica, nawet amatora… marzenie.

Contador vel El Pistolero

US Open by men – pierwsze ćwierćfinały za nami.

:tenis: Andy Murray – Marin Cilic 3:6 7:6(5) 6:2 6:0

Mecz o dwóch obliczach. Początek zdecydowanie dla Cilica, któremu wychodziło wszystko, a Szkotowi nic. Stan ten utrzymywał się do wyniku 6:3 5:1* dla Cilica. W tym momencie sytuacja obróciła się o 360 stopni ;). Serwis Chorwata przestał funkcjonować, piłki przestały wpadać w kort, a z drugiej strony zaczęły nadlatywać coraz lepsze uderzenia. W grze Marina wszystko się zacięło i zaczęło sypać. Nawet do tego stopnia, że najpierw nie wykorzystał piłki setowej przy *5:2, a następnie oddał tie break ze stanu *4:2. Dalsza część meczu to już równia pochyła dla Cilica i „wyczekiwanie końcowego gwizdka”. Murray po bezbarwnym początku zdążył obudzić się na czas, aby odmienić losy spotkania.

:tenis: Tomas Berdych – Roger Federer 7:6(1) 6:4 3:6 6:3

Chciałoby się napisać “eh..” i dać sobie spokój. Pewnie niektórzy już się domyślili, że Federer zawsze jest moim faworytem do wszystkiego. Zaczął od breaka by po kilku gemach oddać swój serwis do zera. Tie break do jednego? Bez komentarza. Ktoś powie, że break na początku seta nic nie znaczy, a ja odpowiadam wtedy, że lepiej jednak go mieć niż nie mieć, prawda? O tą partię gry mam najwięcej pretensji, jeśli w ogóle mogę mieć takie odczucia odnośnie meczu rozgrywanego daleko za oceanem.
Berdych rozegrał dobry mecz, nie psuł za wiele, kąsał swoim serwisem i forhandem po przekątnej czy to po linii. Roger człowiek z epoki Roddicka po 23. spotkaniach z rzędu zszedł z oświetlonego kortu Arthur Ashe jako przegrany. Ciekawa statystyka, która po raz któryś nasuwa pytanie: “kto to wszystko liczy i zapisuje nawet takie rekordy?”. Czy dłuższa przerwa spowodowana rezygnacją z gry Fisha już przed meczem miała tu znaczenie? Opinii może nie jest tyle co ludzi, ale dwie standardowe na pewno. Była handicapem dodatnim, gdyż miał więcej czasu na wypoczynek albo ujemnym, gdyż wybiła go z rytmu meczowego. Wyznawcy drugiej opinii mogą niestety triumfować.
Kibicom Rogera w Polsce pozostaje cieszyć się, że nasz sąsiad zagra w półfinale US, ot takie marne pocieszenie na siłę :duch:.

O finał zagrają więc Berdych z Murray’em. Wydaje mi się, że obaj gracze zawsze trochę niedoceniani i pozostający w cieniu wielkiej trójki. Czech ze względu na wahadło formy, a Szkot za brak wytrzymałości w najważniejszych meczach. Jutro/pojutrze obaj staną przed szansą zaprzeczenia któremuś z zabobonów.

US Open – ćwierćfinały kobiet.

:tenis: Victoria Azarenka – Samantha Stosur 6:1 4:6 7:6(5)

Białorusinka została pierwszą półfinalistką turnieju w Nowym Jorku, a my byliśmy świadkami jak do tej pory najlepszego widowiska w turnieju.
Pierwszy set rozpoczął się od dwóch przełamań Azarenki i przy stanie 3:0 mecz został przerwany z powodu ulewy nad kortami. Po powrocie wiele się nie zmieniło i Victoria zakończyła pierwszą partię z wynikiem 6:1. W drugiej Australijka poprawiła i tak już dobrą grę, na czym widowisko zyskało jeszcze więcej. Przyniosło to efekt w postaci wygranego seta. Obie zawodniczki zasłużyły na trzeci set. Tutaj przewaga cały czas była po stronie Azarenki, która dwukrotnie wychodziła na przewagę dwóch gemów plus serwis. Najpierw miała *3:1, a następnie *4:2. Za każdym razem Samantha szybko wracała do gry. Przy stanie 5:5 30:40, czyli małej piłce meczowej Victoria popisała się pierwszym i jedynym asem w całym meczu. O tym kto awansuje do półfinału miał zadecydować tie break. Główną bohaterką była tu Azarenka. Prowadząc już 4:0 i mając serwis dopuściła do stanu 5:5* popisując się po drodze drugim serwem przypominającym bardziej smecz pod końcową linię. Szybko pozbierała się jednak w sobie i wygrała dwie kolejne piłki, gdzie pierwsza była udanym skrótem.

Po wczorajszym spotkaniu Errani–Kerber czy nawet dobrym meczu Vinci–Radwańska ciężko dzisiejszy ćwierćfinał nazwać spotkaniem z cyklu WTA. Obie zawodniczki rozegrały świetne zawody, które długimi momentami przypominały męski tenis. Mocne, długie wymiany z głębi kortu, kątowe zagrania i wiele kończących uderzeń. Azarenka zaimponowała tym co zwykle, czyli walecznością i konsekwencją. Ani na moment nie cofnęła się i gnębiła rywalkę uderzeniami z samej linii lub już z kortu. Stosur jak przystało na obrończynię tytułu przyczyniła się do tego wysokiego poziomu spotkania, jednak „trochę” jej zabrakło do zwycięstwa.

:tenis: Maria Sharapova – Marion Bartoli 3:6 6:3 6:4

Panie potrzebowały dwóch dni, aby rozstrzygnąć ten pojedynek. Najpierw zaczęły od rozgrzewkowych czterech gemów, które Francuzka wzięła bardzo na poważnie. Przed ulewą prowadziła już *4:0 i wygrywała wszystko. Zapewne nie była zbytnio zadowolona, gdy z nieba zaczęło kapać i sędzina była zmuszona przerwać spotkanie. Nie zapowiadało się na szybka poprawę pogody, a w planie gier było kilka „ważniejszych” spotkań i mecz został przełożony na następny dzień. Przerwa ta była potrzebna Rosjance i jak się później okazało dobrze ją wykorzystała. Co prawda seta z dnia poprzedniego nie udało się już uratować, ale jej gra rokowała nadzieję na lepszą przyszłość. Drugi set to festiwal błędów z obu stron. Maria 5 podwójnych i 14 niewymuszonych błędów, a Marion odpowiednio 2 i 12. Skąd zwycięstwo Rosjanki? Choć obie psuły na potęgę to jednak Masha przeplatała to wszystko winnersami w liczbie 18. Bartoli wg statystyk zanotowała w tej rubryce liczbę 2 i choć jest ona może trochę zaniżona to oddaje wydarzenia na korcie. Trzeci set już podobny do drugiego. Różnica polegała na tym, że obie trochę mniej psuły, a Maria poprawiła serwis. Ostatecznie ta partia również padła łupem Rosjanki. Mecz pełen błędów, choć kilka wymian było imponujących.
Nigdy nie byłem fanem tenisa Francuzki, ale zaimponowała mi poruszaniem się po korcie. Nie posądzałem jej o taką walkę i bieganie z prawej do lewej i na odwrót. A trochę tego było, gdy Maria zaczęła trafiać swoje strzały.
W półfinale rywalką Sharapovej będzie Azarenka. Zestaw tego półfinału udało mi się przewidzieć, a o tym kto będzie finale też już wspominałem 🙂 .

:tenis: Sara Errani – Roberta Vinci 6:2 6:4

Mecz przyjaciółek rozstrzygnięty na korzyść finalistki tegorocznego French Open. W walce o półfinał będzie czekać Serena Williams, także zapowiada się mecz bez historii 😉 .

:tenis: Serena Williams – Ana Ivanovic 6:x 6:x

Panie właśnie wyszły na kort, ale to chyba kwestia godziny z hakiem, żebyśmy poznali zwyciężczynię.

* często zdarza mi się trochę ponarzekać na WTA, ale to Marin Cilic przegrał przed chwilą seta prowadząc najpierw 5:1* w gemach, a następnie *4:2 w tie breaku

A-Rod

Czy to już dzisiaj? Kilka dni temu, 30 sierpnia, w dniu swoich 30. urodzin Andy Roddick ogłosił, że turniej w Nowym Jorku jest jego ostatnim w zawodowej karierze. Zaraz po tej zapowiedzi nie było podstaw, żeby robić z tego wielkie halo. W kolejce do gry z Amerykaninem stali Bernard Tomic, a następnie ktoś z pary Fognini/Garcia-Lopez, czyli zawodnicy do przejścia. Tak też się stało.
Dzisiaj przed nami 4. runda i Roddick stanie do pojedynku z Juanem Martinem Del Potro. Tutaj już budzą się wielkie obawy i kto wie czy to właśnie nie ten ostatni mecz sympatycznego A-Roda w Nowym Jorku, w Wielkim Szlemie i wielkim tenisie zarazem.
Początek spotkania planowany w nocy o 1:00 czasu naszego.

US Open by woman.

:tenis: Serena Williams – Andrea Hlavackova 6:0 6:0

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale dla Czeszki awans do 4. rundy turnieju wielkoszlemowego był już wielkim sukcesem. Zapewne zdawała sobie sprawę z kim będzie się tam mierzyć i „ewentualną” porażkę brała pod uwagę. Ciężko się spodziewać, że akurat takich rozmiarów, ale tak wyszło. 9 piłek wygranych na returnie przy 34 Amerykanki i ogólny stosunek punktów 29 do 60? Mogło się skończyć popularnym „rowerkiem” i się skończyło.
Młodsza z tenisowych sióstr Williams sieje ostatnimi czasy straszne spustoszenie na kortach. Wimbledon, olimpiada, a teraz zapewne finał US Open też zaliczy. Czy zwycięży? Po drugiej stronie stawiam na Victorię Azarenkę i być może obejrzymy ciekawe spotkanie.

:tenis: Roberta Vinci – Agnieszka Radwańska 6:1 6:4

Można zaryzykować stwierdzenie, że Włoszka rozgrywa sezon życia. Panie spotkały się już 4 razy i za każdym zwycięsko z kortu schodziła Polka. Dzisiaj było inaczej i to całkowicie zasłużenie. Vinci pokazała kawał dobrego tenisa. Każde krótsze zagranie Radwańskiej kończyła skutecznym atakiem albo wspaniałym skrótem. Roberta jak na czołową deblistkę popisywała się także cudowną grą przy siatce.
Radwańska sporadycznie odgryzała się dobrymi zagraniami, ale było ich zdecydowanie za mało. Wiele błędów i brak pomysłu na grę i styl Vinici spowodowały, że „druga rakieta” świata pożegnała się z turniejem. Niektórym może wydawać się, że przedwcześnie. Szybka porażka na olimpiadzie, teraz pożegnanie z US… Naprawdę doceńmy ten finał Wimbledonu…

:tenis: Sara Errani – Angelique Kerber 7:6(5) 6:3

Sara Errani w ćwierćfinale Wielkiego Szlema – nie brzmi to zaskakująco dopóki nie dodamy, że na kortach twardych w Nowym Jorku. Włoszka, która w czerwcu wystąpiła w finale w Paryżu odnotowuje kolejny, wielki sukces.
Faworytką spotkania była Niemka, jednak kort zweryfikował formę obu Pań i zwyciężyła defensywa Włoszki. Przed meczem Angelique zakładała ofensywną grę, ale nie do końca spełniła swoje założenia. Z jednej strony nie zawsze pozwalała na to Errani, która przebijała wszystko na drugą stronę i zaliczyła również 18 udanych zagrań przy siatce na 22 próby. Z drugiej strony celność ofensywnych uderzeń Kerber pozostawiała wiele do życzenia. Rywalką Sary w walce o półfinał będzie jej deblowa koleżanka z którą wygrała m. in. French Open… Roberta Vinci.

Ćwierćfinały Pań:

:tenis: Victoria Azarenka – Samantha Stosur
:tenis: Maria Sharapova – Marion Bartoli
:tenis: Serena Williams – Ana Ivanovic
:tenis: Roberta Vinci – Sara Errani

Moje faworytki na pierwszym miejscu, a o typie na finał już wspomniałem.