Każdy ma swoje rocznice.

Kilka dni temu hucznie obchodziłem 1. rocznicę zerwania więzadła krzyżowego. Gdzieżby indziej, jak nie w mieście hulanek i swawoli? Gdzieżby indziej, jak nie na zabytkowym rynku? I w końcu, jakżeby inaczej, jak nie na sportowo.

26 maja odbyła się szósta edycja biegu ProTouch Cracovia Interrun. Na krakowskim rynku pojawiło się ok. cztery i pół tysiąca biegaczy w przeróżnym wieku. Od emerytów i rencistów zaczynając, a na przedszkolakach i niemowlakach kończąc. Głównym punktem imprezy był bieg na 5 i 10 km. W biegu tym wystartowało dwa i pół tysiąca biegaczy. Na pewno większość dobiegła do mety, ale nie wszyscy. Nie ma się co dziwić. Trasa była tak atrakcyjna, że czasami ciężko było powstrzymać się od tzw. skoku w bok. Początek był wspólny dla obu dystansów. Plantami na około rynku i dopiero na końcu ul. Bernardyńskiej „piątka” obiegała “Wawla” i kontynuowała bieg Plantami, a „dziesiątka” skręcała na Bulwary Wiślane. Tam przy szumie fal uderzających o brzeg biegacze kierowali się w stronę Kazimierza. Na wysokości mostu Powstańców Śląskich czekał na nich punkt pobierania wody oraz nawrót. Z powrotem Bulwarami w stronę “Wawlu”, Plantami do Bramy Floriańskiej, a stamtąd już prosto na rynek do mety. Pomimo, że Bramę św. Floriana przekraczałem wiele razy, to jeszcze nigdy nie cieszyłem się na jej widok, jak podczas biegu. Również nigdy nie sądziłem, że jest ona usytuowana, aż tak daleko od rynku. Na szczęście tłumy na finiszu mocno motywowały do ostatniego wysiłku i bieg udało się ukończyć z czasem 45 min. 10 sek. Wolno? Szybko? Proponuję spróbować samemu, żeby to ocenić.

Były to… drugie zawody biegowe, w jakich brałem udział. A więc już jako doświadczony biegacz mogę powiedzieć, że organizacja i atrakcyjność zawodów stała na wysokim poziomie. Pakiet grupowy dla 6 uczestników kosztował 250 zł (42 zł na osobę). W tym przewidziana była koszulka (cena ~30 zł), magazyn “Runners” (cena 12 zł), napój izotoniczny (cena ~5 zł), wstęp na fitness i cztery agrafki. Na mecie na każdego czekała również nieograniczona ilość wody oraz krakowskich obwarzanków, czyli jak widać kwota startowego zwracała się z nawiązką. Za to wszystko można było zapłacić kartą kredytową, ale rekordu życiowego już nie można było kupić, tylko trzeba było go sobie wybiegać.

Teraz nie pozostaje nic innego, jak wypatrywać kolejnych zawodów, co polecam każdemu z Was.

Fotorelacja.

One thought on “Każdy ma swoje rocznice.”

  1. Czas na triathlon – rowerem do Krakowa by wziąć udział w maratonie, na mecie którego wskoczysz do basenu (bo na zdjęciu już zdejmujesz koszulkę) 😀
    “By pobić rekord życiowy, którego nikt Ci nie zabierze”… Najlepszości 🙂 !!!

    Like

Leave a comment