Jastrzębska Dziesiątka z BGB.

Jastrzębska Dziesiątka – Jastrzębie Zdrój 10 km.

Brykająca Grupa Biegowa (BGB) w pełnej krasie…

    • Data: 17.09.2016 r.
    • Dystans: 10 km
    • Oficjalny czas: 37:06 New PB
    • Tempo: 3:43/km
    • Open: 35/809
    • M30: 15/239
    • Klasyfikacja drużynowa: BGB 8/15 (well done guys)
    • 5 km: 18:46/44
    • Nie ma Cię na endo to nie istniejesz

2013 → 41:52 PB (jeszcze z komórką w kieszeni)
2014 → DNS
2015 → 39:40 PB
2016 → 37:06 PB

Zapewne nie potrwa to już zbyt długo, ale do tej pory miejsce to było nie o tyle szczęśliwe czy magiczne, co odpowiednie do bicia moich amatorskich rekordów. Trasa stosunkowo płaska z małymi, naturalnymi do rondowymi podbiegami, a tym samym i po rondowymi zbiegami. W 2013 i 2014 start w przedpołudniową niedzielę, a od 2015 popołudniową/wieczorną sobotą. To właśnie w 2015 r. start został przeniesiony na sobotę, godz. 18.00. Decyzja ta okazała się być trafną, gdyż do tej pory, tą porą o tej porze warunki na trasie ocierały się o doskonałość. W tym roku (2016 przyp. autor) start przesunięto jeszcze o +1h (h = godzina), a więc na 19.00 (18.00 + 1h = …).

Trasy opisywać nie będę, gdyż już gdzieś/kiedyś lub gdzieś i kiedyś. Czym różnił się ten start od pozostałych? M. in. godziną rozpoczęcia, ale o tym już chyba pisałem. Poza tym – jak się miało okazać – po raz pierwszy od dwóch lat zwycięzcą biegu został Polak. To taka informacja godna/niegodna odnotowania. No i na koniec rzecz ważna/mniej ważna na tym biegu po raz pierwszy w pełnym składzie ukazała się światu nowa siła biegowa w postaci Brykającej Grupy Biegowej.

Tygrysek, Prosiaczek, Kubuś, Kłapouchy (kolejność anty-alfabetyczna) po raz pierwszy mogli zaprezentować się wspólnie, w całej okazałości. Choć z pełni możliwości skorzystał tylko Tygrysek, który to ani przez moment nie wahał się założyć i wystąpić w koszulce typu „top” :-). BGB w klasyfikacji drużynowej zajęła wysokie 8. miejsce na 15 startujących ekip. Przed biegiem w luźnych rozmowach, które głównie prowadził Tygrysek sam ze sobą padło między innymi: ”W zeszłych roku wystartowało 18 ekip i patrząc na wyniki wierzę, że uda nam się wskoczyć do pierwszej 10!! Wszystko co wyżej będzie na plus dla nas, a co niżej… w dalszym ciągu dobrą zabawą.”. W związku z powyższym 8. miejsce zostało przyjęte na plus (pomimo, że np. do 7. zabrakło niewiele 😛 ). Jednakowoż wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby do grupy nie zostało włączone Maleństwo.

Regulamin klasyfikacji drużynowej przewidywał udział pięciu osób, w tym co najmniej jednej będącej płci żeńskiej. Co prawda marud u nas nie brakuje, ale płcią żeńską nikt się nie wykazuje. Związku z tym rozpoczęły się poszukiwania odpowiedniej kandydatki, która to mogłaby chcąc/nie chcąc dołączyć do naszej ekipy. Kryteria były dosyć ostre. Musiała to być kobieta… ale nie byle jaka tylko… biegająca kobieta. I tu już zaczęły się schody. Spora ilość formularzy została odrzucona w przedbiegach. Spośród pozostałych tysiąca zgłoszeń musieliśmy odrzucić te, które nie mieściły się w ramach – i to dosłownie – „eSki”. Sponsor grupy koszulki typu „Maleństwo” dostarczył nam tylko/aż w rozmiarze S, a więc pole manewru nam się zawęziło. I gdy już – po burzliwych dysputach – mieliśmy swój typ, na listach startowych ni stąd ni zowąd pojawiła się Ona (nie, nie chodzi o Chylińską z O. N. A.). Wszelkie nasze dywagacje zostały odsunięte na dalszy plan i poszły w niepamięć. Szybko wystosowaliśmy do Niej (tej Onej) propozycję nie do odrzucenia. Czy się zgodziła? No jak sama nazwa wskazuje nie miała wyjścia :-D. I tym o to sposobem drużyna została skompletowana. Tak „wyglądało” to w skrócie…

Ale przejdźmy w końcu do konkretów, czyli do mnie :-D. Plan na bieg był jasno sprecyzowany, a mianowicie złamać 38:00 (tj. 3:48/km), czyli poprawić swój rekord o co najmniej 7 s.

3, 2, 1… start.

Tuż po starcie, gdy usadowiłem się na tempie ~3:45 na moim radarze wyświetliła się MM – całkiem „niezła” biegaczka z okolicy (możliwe iż jej rekord na 10 km to 36:24). Nasze tempa mimowolnie się pokryły, a więc postanowiłem podwiesić się i zobaczyć co czas pokaże. Co by nie mówić biegło mi się za nią/obok niej… dobrze :-P. Kolejne km mijały w tempie ~3:43. Na 4 km po pierwszej nawrotce doścignęliśmy (jeśli mogę pozwolić sobie tak napisać… a mogę 🙂 ) jej „studyjną” koleżankę KG (dziewczyny miały przyjemność ze mną wygrywać prawie w każdym biegu zeszłorocznej edycji City Trail w Katowicach). KG dopadł jakiś kryzys/uraz zdrowotny/czy coś i po raz pierwszy miała okazję biec za mną. Na półmetku kolejna nawrotka, a tam dzięki temu, że byłem tuż obok MM mogłem liczyć na zdjęcie AC – osobistego fotografa dziewczyn :-).

Czas na półmetku był bardzo obiecujący, gdyż/iż 18:44 wyglądało naprawdę dobrze. Jakoś pod koniec 6 km na długim, płaskim zbiegu postanowiłem trochę skorzystać z nachylenia terenu i przyśpieszyć. Chcąc/nie chcąc oderwałem się od MM i pobiegłem sam (co oczywiście nie znaczy, że w około nie było innych biegaczy/ludzi). Każde kolejne kilometry były szybsze od wymaganego 3:48, także new PB był tylko kwestią tego jaki on będzie. Po ostatniej nawrotce Fenix wskazał, że 8 km minął w 3:36… szybko :-). Pod koniec 9 km wystąpił jeden z tych małych podbiegów i – będąc mądrym po fakcie – to tu uciekło, jak się miało okazać tych kolejnych 7 cennych sekund… Patrząc z boku ostatni km to już czysta formalność. Prawie w każdym biegu mam go najszybszego, ale to ile on kosztuje… Na metę wbiegłem z czasem 37:06 i co prawda/oczywiście udało się być szybszym o te – co najmniej – 7 sek., ale znowu kolejne 7 sekund zostało do pobicia.

Trzeba przyznać, że cała BGB całkiem szybko stawiła się na linii mety i mogła ustawić się do pamiątkowego zdjęcia.

Po biegu prysznic w komfortowych warunkach, mała porcja makaronu i długo wyczekiwane (cały rok) leżakowanie. Jak zwykle zawody w JZ obfitowały w niezliczoną ilość przeróżnych kategorii wiekowo-płciowych. Na koniec odbyła się tradycyjna loteria. Może nie udało się wygrać jednej z dwóch głównych nagród w postaci 32” telewizora… (no co? do łazienki byłby jak znalazł), ani vouchera na 2k zł do wykorzystania na sprzęt AGD, ale reklamówka pełna kosmetyków, z których połowa nie wiedziałem do czego służy też miała branie i szybko się rozeszła. Okazało się, że czynność typu makijaż, ma branie wśród społeczeństwa <no kto by pomyślał 😛 >. A ja przynajmniej dowiedziałem się do czego służy płyn – chwila… o mam – micelarny.

Dla tych co wolą słowo malowane od pisanego -> foto <wystarczy kliknąć>

Z przymrużeniem oka 😉 :
Łysy: Podobno 4 niedowidzących paraolimpijczyków miało lepszy czas na 1500 m niż mistrz olimpijski 😀
Kogut: ciekawe czy Trewis byłby od nich lepszy 😀
Łysy: Najpierw trzeba go oślepić 😉
Kogut: No właśnie.
Kogut: Jeszcze nam za to podziękuje.
Kogut: Po prostu podczas biegania nie będzie tracił czasu na obserwację otoczenia.

* oczywiście MM i KG biegły w innym celu niż ja i to one stawały po dwa razy na podium odbierając czeki (czego im oczywiście gratuluję) – niektórzy żyją z, a inni dla biegania… ha.. ha.. ha..

One thought on “Jastrzębska Dziesiątka z BGB.”

Leave a comment