Piknik na ławce – Dąbrowa Górnicza.

​X Półmaraton Dąbrowski – Dąbrowa Górnicza

IMG_2738

  • Distance: 21,097 km
  • Time: 01:23:38 New PB
  • Pace: 3:58/km
  • Open: 59/1367
  • M30: 27/463
  • Noo.. teraz ten czas już jakoś wygląda…
  • 10 km 00:39:26/74, 15 km 00:59:07/63
  • Nie ma Cię na endo to nie istniejesz

Po nieudanym biegu w Krakowie (słowo klucz: biegu) dosyć szybko zapadła decyzja o jeszcze jednym półmaratonie w rundzie wiosennej. Ze względu na ryzyko napływu gorącego frontu atmosferycznego znad wschodniej tundry, nie można było za długo czekać. Po długiej i wnikliwej analizie typu wpisanie w google “półmaraton 9 kwiecień” 😉 padło na X Półmaraton Dąbrowski w… – uwaga – Dąbrowie (no oczywiście, że Górniczej). 3 tygodnie po 21 km w Krakowie to nie był optymalny czas na regeneracjo-przygotowanie, ale powstały podejrzenia, że może to wystarczy.

Dojazd do Dąbrowy optymalny – S1 w niedzielę po raz kolejny dała radę. Przy pomocy iPhiego (tylko/aż on się zdecydował) bezproblemowy dojazd pod halę, a tam już nawet i on mógł odpocząć, gdyż stery przejęli stewardzi. Sprawne zaparkowanie, odbiór pakietu na płycie Hali Widowisko-Sportowej “Centrum”, gdzie mieściło się wszystko i wizyta w szatni. Tu przywitał mnie miły widok dostępnych prysznicy (co by od razu rozwiać napięcie i uspokoić, to… po biegu również były dostępne).

O 9.45 ~1.4k uczestników zapakowało się do niezliczonej ilości autobusów i zostało wywiezionych ~21 km od linii mety, czyli… na linię startu. Bieg można by rzec – albo przynajmniej ja tak zrobię – taki jednokierunkowy. Start nastąpił z okolic zbiornika Pogoria III. Pogoda była zapowiadana na idealną (czyt. ok. 15 stopni, bez wiatru… a na śnieg również się nie zapowiadało). Trasa miała być prosta i płaska, a jedyne wzniesienia były zapowiadane przez synoptyków na miejską końcówkę biegu – w okolicach 19 km, gdzie zaraz dotrzemy.

Pierwsze 4 km biegu to dobiegnięcie do linii brzegowej jeziora. Płasko i przyjemnie. Tempo w granicach 3:56/km. Tabliczkę 10 km minąłem z czasem 00:39:26. Tutaj nastąpiło delikatne przyśpieszenie do ~3:52/km i nastąpił etap wyprzedzania. Ciężko się było kogoś podczepić, bo cały czas przeskakiwałem do grupy wyżej.
Na 15 km zameldowałem się po 00:59:07, czyli z 19 sek. zapasem na złamanie 01:23:00. Jak to z zapasem bywa, nie zawsze wystarcza. Po 16 km tempo dość, że się nie przyśpieszyło, to się i nawet nie utrzymało. Spadło kilka sekund w dół (jakby mogło spaść w górę…), a to wystarczyło, żeby zapasu nie starczyło. Na 19 km wbiegliśmy na główną dwupasmówkę prowadzącą do hali i skierowaną pod górę. To był ten pierwszy właściwy podbieg… Można by rzec, że to tam zaczął się bieg… wiecie… taki 35 km maratonu… albo i nie wiecie 😉 Początek 20 km to z kolei piękny zbieg, gdzie na liczniku pojawiało się w porywach do 3:40/km (szału nie ma…). Jednak ostatnie 300 m to znowu w górę… po to, żeby na mecie dąbrowska woda prosto z kranu smakowała jeszcze lepiej.

Osiągnięte na mecie 01:23:38 to na tamtą chwilę – zważywszy na perypetie życia codziennego w ostatnim tygodniu – był, jak najbardziej satysfakcjonujący rezultat.

Po biegu był jeszcze regeneracyjny piknik na ławce w postaci zadowalającej ilości bardzo dobrego makaronu z sosem. Do tego banan, sok z pomarańczy i woda.

Organizacja imprezy stała na bardzo wysokim poziomie. Trasa płasko-szybka i jeżeli tylko ktoś będzie dobrze przygotowany, to i nawet te miejskie podbiegi nie będą mu straszne. Ewentualnie największą przeszkodą czyhającą na uczestników może być… wiatr. Bo gdyby tak wzdłuż tego jeziora przez te 12 km prosto w twarz…

Leave a comment