![Hawaii Beach](https://i0.wp.com/danadam.pl/photos/trewor_2015-10-17-Osiek/7.jpg)
I Bieg na Molo – Osiek 10 km
- Termin: 17.10.2015, godz. 12.00
- Oficjalny czas: 39:06 !! (i nie wiem co teraz)
- Tempo: 3:55/km
- Open: 11/181
- M16-30: 4/47
- Nie ma Cię na endo to nie istniejesz
Foto
Zapewne nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek wezmę udział w biegu organizowanym w Osieku, a jednak… O biegu dowiedziałem się przypadkiem, dwa tygodnie wcześniej, przed kasą na basenie.
– Cześć.
– Cześć.
– Co tam?
– A leci.
– Biegasz coś?
– Ano trochę.
– No właśnie widać.
– A dzięki.
– W Osieku biegniesz?
– Nie, a co…
– A jest teraz bieg…
– OK, poczytam sobie w tym całym internecie, bo słyszałem, że tam prawie wszystko…
No i potem już poszło. Okazało się, że w Osieku miał być organizowany bieg na 10 km. Jakiś czas temu w okolicy jednego z kilku stawów osieckich powstała restauracja Molo. Jej właścicielem jest pewien właściciel, a restauracja mieści się tam, gdzie się mieści. Standard tejże knajpy oceniłbym całkiem wysoko. Z jej tarasu rozpościera się widok na staw/zalew oraz na mały kompleks rekreacyjny w stylu Hawaii Beach. Słomiane parasolki, basen typu brodzik, prysznice, leżaki, zjeżdżalnia, kamienie sprowadzone ponoć z Amazonii, itp. Cała okolica otoczona oświetlonymi ścieżkami… no jest tam całkiem OK. Aa.. i ceny na pierwszy rzut oka wydały się całkiem przystępne (no chyba, że doliczają se włoskie coperto).
Ale wracając… I zapewne przy sporej inicjatywie tegoż właściciela został zorganizowany bieg. Bieg inny niż większość, gdyż wpisowe wynosiło “co łaska” – ale takie prawdziwe “co łaska” (no.. nie licząc tego, że w formularzu trzeba było samemu wypełniać datę urodzenia, adres, no i najgorsze, czyli nr dowodu). Impreza miała charakter charytatywny, a wszelkie datki zostały przekazane na rzecz pewnego chorego Chłopca.
Startu w tym okresie nie planowałem, ale doszedłem do wniosku, że takie szybkie 10 km na tydzień przed półmaratonem to dobra opcja. Do tego Osiek (miejscowość gdzie w przeszłości trochę czasu się spędziło – niekoniecznie biegając) i do tego charakter biegu (wolę tu dać x zł Komuś, niż np. 11 listopada już nie wiadomo komu również za bieg rekreacyjny). Poza tym na ten weekend nie miałem żadnych ciekawych opcji do wyboru <;p>.
Start biegu zaplanowany był na 12:00. Ostatecznie pogoda okazała się być bardzo dobrą do biegania. Ale po kolei. Na początku było chłodnawo. Po nr startowy kroczyłem jeszcze dreszczowym krokiem, a 30 min. przed startem podczas rozgrzewki dodatkowo zaczął padać lekki deszcz. Ale ostatecznie start odbył się już bez deszczu, przy idealnej temperaturze dla biegaczy. Plany na starcie były ostrożne. Wielkich założeń nie było. Punkt kulminacyjny dopiero za tydzień, także miałem zamiar przepuścić czarnoskórych zawodników do pierwszej linii, ale że ich nie było… to sam wylądowałem w drugiej. Po sygnale startera ruszyliśmy (taka ciekawostka). Po kilkudziesięciu metrach skontrolowałem tempo <3:45>. Wiedziałem, że to zdecydowanie za szybko i trzeba zwolnić. Najciekawszy w tym jest fakt, że przy tym moim tempie i tak wszyscy mnie wyprzedzali. Ale jako że w okolicy płata skroniowego siwy włos już jest, pomyślałem se, że to tylko kwestia czasu. I tak też było. A kwestia czasu nadeszła nawet szybciej niż myślałem, bo już od 3/4 km to ja byłem sprite i tak zostało, aż do mety.
Na trasie na wszystkich czekał odcinek przełajowy (taki bardziej Osiek niż city ;)) umiejscowiony w okolicach 4/5 km, który wiódł pomiędzy polami uprawnymi. Jego początek był niepozorny, ale w pewnym momencie pojawiły się ślady wcześniejszych opadów deszczu i momentami było niewesoło. Na dowód tego pochwalę się, że pierwszy raz zdarzyło mi się… wypaść z trasy. Podczas przejścia z jednego boku ścieżki na drugi ABS nie zadziałał i jedna noga wylądowała na ułamek sekundy w kartoflach czy innych burakach. Do 5 km jakoś mocno nie kontrolowałem tempa, które jednak kręciło się w okolicach 4:05. Po przełajowym odcinku pojawił się upragniony asfalt zapoczątkowany zbiegiem. Nie wiem czy to zasługa tych 73 kg, ale podczas jednego z wyprzedzań na owym zbiegu pojawił się komentarz jednej z ofiar: “co to za koń mnie wyprzedza?”.
Do samego molo prowadziła już długa, asfaltowa prosta na której zegarek nie chciał spaść poniżej 3:50 i co kilometr informował o tejże średniej. Z ciekawszych rzeczy z tego odcinka to fakt, że na 6/7 km rozwiązał mi się prawy but, którego nie miałem zamiaru wiązać i tak już z nim do samej mety. Chwilę po tym podczas kolejnego wyprzedzania dało się słyszeć też ciekawe: “oo.. zaczęło się, ruszyli”, a to byłem tylko ja…
Na 2.5 km do mety wbiegało się na teren szeroko pojętego molo. Finiszowa końcówka prowadziła wokół zalewu i była całkiem przyjemna. Tam nastąpiło minięcie dwóch kolejnych uczestników i bez szaleńczego finiszu wbiegnięcie na linię mety. Zegarek wskazał czas 39:12 i było to dla mnie takim samym zaskoczeniem, jak to że… bieg był organizowany w Osieku 😉 .
Zaraz za metą był medal i woda (na trasie były dwa punkty pobierania wody pitnej, ale jakoś nie czułem potrzeby). Wyniki można było zobaczyć w biurze zawodów na kilkudziesięcio calowym ekranie. To tam właśnie pierwszy raz uwidziałem to 39:06. Zaskoczenie o tyle większe, że jakoś na mecie nie było widać tego czasu (i nie mam tu na myśli fruwającego confetti, tylko zmęczenie, którego specjalnie nie było).
Chwilę później udałem się na tą plażę typu Hawaii Beach, aby delektować się zupą pomidorową z makaronem (tak, nie boję się tutaj użyć słowa “zupa”) przegryzaną chlebem i zapijaną herbatą z cytryną.
Po kilkudziesięciu minutach rozpoczęła się dekoracja zwycięzców. Gdy przyszło do wyczytywania medalistów, herosów czy tam horsów (horse – z ang. koń) z M 16–30 to na początek padło moje nazwisko. Jako że nikt z całej trójki nie kwapił się z wyjściem na środek to grzecznie poprosiłem o powtórzenie nazwisk. Gdy jeszcze raz się usłyszałem to z ręcznikiem na głowie udałem się po odbiór pakietu. Z wyników jednak wynika, że w kategorii M 16-30 zająłem 4. miejsce. Pierwsza dwójka z generalki była akurat z mojej kategorii – 33:31 i 35:02 (dziękuję postoję) i po drodze do mnie pojawił się jeszcze jeden z czasem – 38:31. Dodam, że z otrzymanego pakietu najbardziej podoba mi się hasło z reklamówki: “Bądź sobą, jesteśmy z Tobą”. Zawartości zapewne nie ruszę, ale na szczęście w tej kwestii mogę liczyć na znajomych.
Organizatorzy zapowiedzieli kontynuację tejże idei/imprezy, a może i nawet dwie edycje w ciągu roku. Jeśli tylko terminy pozwolą/spasują to na pewno Molo na dłużej zagości w moim kalendarzu biegowym.
* jak mawiał Sienkiewicz w Trenach: Jedni gadają, inni biegają.